Jesteśmy
shinobi, bezwzględnie podporządkowanymi władcy. Jednak jesteśmy również jak
zabawki w rękach dorosłego dziecka. Nikt z nas nigdy nie zastanawiał się, co
będzie za kilka lat, czy dożyje dorosłości, a co dopiero starości. To ostatnie
jest niedorzeczne, wręcz niespotykane. Jedynie cywile mają ten zaszczyt zawitania
u bram nieba z racji sędziwego wieku. Dla ninja nie ma emerytury. Dopóki jesteś
w stanie chodzić, jesteś użyteczny. Jeśli masz kontuzję, to nikt prócz
nielicznych przyjaciół i rodziny się o ciebie nie troszczy. Przychodząc do
szpitala wiesz, że niebawem z niego wyjdziesz, bo nie trzymają cię tam dłużej
niż kilka dni. Chyba, że obrażenia są bardzo poważne, zagrażające życiu.
Miałam
nadzieję na marzenia. Inaczej, miałam wiarę w tę nadzieję na przyszłość. Dobrze
czułam się przy Utakacie i Rinie pomimo rodziców, którzy się nami w ogóle nie
przejmowali. Nie chciałam tego zmieniać, bo marzyłam o odbudowie i zmianie Kiri
na lepsze, marzyłam o nadziei. Przeliczyłam się, ponownie. Stojąc tak w
ramionach Utakaty słuchałam małej Mei - dziecka rozwiniętego ponad swój wiek,
które ma w planach odbudowanie Mgły i starcia przydomka "krwawej
wioski". Szczerze życzę jej powodzenia i zazdroszczę tego wrodzonego
optymizmu. Pierwsza Wojna rozpoczęła się, gdy z Riną byłyśmy jeszcze małymi,
czteroletnimi brzdącami w pieluchach, które bawiły się z radością w ganianego
na podwórku za domem. Gdy nie znałam jeszcze Utakaty, Mangetsu i Mei byłyśmy
tylko we dwie. Nie dość, że nasze ciała wyglądały identycznie, to i umysły
wcale od tego nie odbiegały. Różnimy się czasem poglądami, czy opinią na pewne
tematy, lecz nikt nie zna mnie tak dobrze jak ona, a jej nikt jak ja. Utakata
jest dla mnie kimś ważnym, lecz to ona była ze mną od zawsze. Mam nadzieję, że
tak już pozostanie, bo…
Wyłączyłam
się na chwilę, a gdy się ocknęłam, w sali panowała ciężka cisza, której jednak
nikt nie miał zamiaru przerywać.
- O co
dokładnie poszło tym razem? - rzucił Mangetsu, przyciągając do siebie młodszego
brata z lizakiem w ręku. Mały był bardzo zaabsorbowany tym słodkim przedmiotem
i nie zwracał nawet uwagi na atmosferę panującą w pomieszczeniu.
-
Mówiłam już, że o tereny z zagarnięte podczas Pierwszej Wojny - odpowiedziała
cicho Mei - to było tak dawno... - westchnęła - Suna się o nie teraz upomina.
Znacie naszego Mizukage, on nie odpuszcza takich rzeczy.
- Tak,
Mei. Zdajemy sobie sprawę, że będziemy musieli walczyć -
powiedziałam cicho, spuszczając wzrok. Ponownie zapadła cisza. Każdy był zajęty
sobą i własnymi przemyśleniami.
Nagle, wydaje
się, że bez powodu Utakata krzyknął cicho i puścił mnie, tym samym upadając na
podłogę. Natychmiast przykucnęłam i dotknęłam jego torsu, wiedząc co teraz
nastąpi. Chłopak zaczął wić się po ziemi w spazmach, które nim
targały.
- Kare no keitai ni rokku sa
reta mama
Watashi wa dasshutsu suru koto
o aete shinai
Anata wa sa semasen'node
Siedź zamknięty w swej
celi
I nie waż się uciec
Bo ci na to nie
pozwolę
Gdy śpiewałam, on powoli się uspokajał. Jego napięte mięśnie coraz
bardziej się rozluźniały, aż w końcu i z jego twarzy zszedł ból. Wszyscy się
nam przyglądali, jednak nie pierwszy raz to widzieli. Gdyby nie moja chakra,
która dawała mu większe szanse w tej wewnętrznej walce, atak trwałby o wiele
dłużej.
- Mówiłeś, że
nic ci już nie dolega - rzuciłam zmartwionym, lecz
oskarżycielskim tonem, gdy chłopak był już całkowicie świadomy.
- Bo nie
dolega - odparł, gdy podniósł się do siadu.
- Musimy coś
z tym zrobić i dobrze o tym wiesz – warknęłam. Nienawidzę, gdy ktoś zaprzecza
rzeczom oczywistym. A już szczególnie, gdy nie zgadza się z tą rzeczą oczywistą
propagowaną przeze mnie. Wrrr.
- Wiem,
ale co z tego? - rozprostował ręce i powoli wstał, wspierając się na moim
ramieniu.
- My
już pójdziemy, musimy coś obgadać – spojrzałam na niego znacząco - Rina,
wracasz? – popatrzyłam na siostrę.
-
Jeszcze posiedzę. Nie martwię się o mnie - ostatnie słowa wypowiedziała,
uśmiechając się lekko, zapewne chcąc dodać mi otuchy.
- Mei,
jeśli będziesz wiedziała coś więcej, daj znać – to dość dziwne, że zwracam się
tak do dziesięciolatki. Z resztą nieważne, mam gorsze problemy.
-
Myślę, że Mizukage mnie ubiegnie – ponownie westchnęła, drapiąc się po karku -
jutro lub pojutrze odbędzie się zebranie. Wiadomo, czego będzie dotyczyło -
Utakata cicho jęknął, puszczając się mojej ręki, opierając się tym samym o
ścianę.
- W
takim razie do zobaczenia. - ruszyłam do drzwi - mam nadzieję - rzuciłam gdy
przechodziliśmy przez próg.
- My
też mamy nadzieję - wszyscy powtórzyli równo, niczym na zawołanie.
Nie był nam potrzebny dyrygent, abyśmy równocześnie wiedzieli czego chcemy -
chcemy tylko mieć nadzieję…
Ponownie
weszliśmy z Utakatą po schodach na parter. Drewniane panele zaskrzypiały cicho,
lecz poza tym, nie spowodowaliśmy żadnych dodatkowych, niepotrzebnych odgłosów,
które mogłyby przysporzyć nam jedynie kłopotów. Wzięłam go za rękę i dłonią dałam
znać, że wiem co robię i gdzie idę. Chłopak skinął od razu głową, a ja już
widziałam po nim, że czuje się lepiej. Odetchnęłam w duchu i poprowadziłam go w
przeciwną stronę, od tej z której przyszliśmy. Minęliśmy pokój Mei, salon, po
czym po przejściu długiego, pomalowanego na ciemno korytarza, znaleźliśmy się w
kuchni. Wskazałam palcem na drzwi kuchenne, które mogą otworzyć nam wyjście na
„wolność”, na co on wyraźnie się rozluźnił.
Wiedział
dokąd zmierzamy, więc już się tak nie denerwował. Uchyliłam delikatnie drzwi i
wystawiłam głowę, patrząc czy nikt nie idzie. Złożyłam rękoma znaki, znaczące:
droga wolna. On puścił mi oczko i wyminął, wychodząc pierwszy w gęstą mgłę.
Złapałam się jego koszuli, aby mieć z nim kontakt fizyczny, jak i lekki komfort
psychiczny – nienawidzę mgły. Żałosne, prawda? Podążałam za Utakatą w ciemno, a
do tego szliśmy w ciszy. Tylko tak można przemieszczać się po tej dzielnicy, po
godzinie szesnastej.
Tutaj można
chodzić bardziej „swobodnie” niż gdzie indziej, lecz najważniejsze jest, aby
robić to po cichu. Powiesz coś głośniej, a z alejki wybiegnie strażnik,
pragnący gorąco z całego serca cię wylegitymować. Cenzura jest wszędzie. Nie
mamy gazet, telewizory kazano wyrzucić. Nie możemy robić sobie zdjęć, niczego
uwieczniać. Wszędzie musimy węszyć podstęp, spisek, bo tylko tak można tu
przeżyć. Bardzo ciężko było mi zaufać reszcie paczki. Każdy był
przewrażliwiony, ostrożny, przestraszony i niepewny, w jaki sposób zareaguje na
towarzystwo innego człowieka, jednego z „ludzi”, a nie „maszyn”. Poznawanie się
siebie wzajemnie zajęło nam ponad rok. Nasze ścieżki skrzyżowały się, gdy
wszyscy z naszego rocznika zostali zebrani w gabinecie Mizukage, aby zostać
przyporządkowanym do specjalnie dobranej drużyny.
Drużyna
siódma składała się z Riny, Mangetsu i Crish’a, który poległ z ręki Hozuki’ego.
W skład drużyny dziewiątej wchodziłam ja, Utakata oraz Aoi, z którą miałam
„przyjemność” walczyć na egzaminie. Pojedynek na śmierć i życie naturalnie
wygrałam ja, lecz nie byłam usatysfakcjonowana z pewnych, wiadomych aspektów
tego zwycięstwa. Zabijanie swoich kompanów, aby udowodnić oddanie władcy nie
jest tutaj niczym nadzwyczajnym, a wręcz naturalnym.
Potrząsnęłam
głową, chcąc odpędzić od siebie widok zmasakrowanego ciała dziewczyny i areny,
na której kazano nam walczyć. Wróciłam do siebie i spostrzegłam, że niedługo
będziemy na miejscu. Nawet nie wiem, kiedy puściłam się Utakaty. W tej części
wioski mgła trochę opadła, co jest równoznaczne z poprawą widoczności.
Przeszliśmy przez od dawna zaniedbany park, który kiedyś musiał być pięknym
miejscem, z mnóstwem kwitnących kwiatów i zamieszkałych w nim zwierząt. Teraz
każde z tych drzew tworzy wieczorami jedynie ogromne, budzące strach cienie.
Cały czas w
ciszy, skierowaliśmy się na wschód i znaleźliśmy się w rejonie opuszczonych
budynków. Zostały one zniszczone podczas wojny i nikt nie czuł się w obowiązku,
aby przywrócić je do dawnej świetności. Czemu nie zrobili tego ich właściciele?
Ponieważ zginęli, broniąc honoru Kiri, a nie zostali za to nagrodzeni nawet
oficjalną minutą ciszy.
Byliśmy już
prawie na miejscu. Doszliśmy do końca opuszczonej alei, którą przyozdabiały
obskurne ruiny, po czym skręciliśmy w prawo, aby po chwili wejść do
jednego z budynków. Dom nie posiadał drzwi, także nie mieliśmy problemów z
dostaniem się do środka. Znaleźliśmy się w pomieszczeniu, które kiedyś służyło
chyba za salon. Skręciliśmy w lewo w korytarz, gdzie na ścianach wisiały
przekrzywione, w niektórych miejscach spleśniałe obrazy, aczkolwiek większość z
nich i tak już dawno spadła na podłogę. Szybki chroniące papier zbiły się, więc
każdy nasz krok był dobrze słyszalny. Skierowaliśmy się do pokoju po lewej,
pokoju bez okien. Podeszliśmy do rogu, zasłoniętego przez okropny i śmierdzący
dywan. Utakata stanął przy nim i spojrzał na mnie z uśmiechem znaczącym: twoja
kolej. Prychnęłam cicho, krzyżując ręce na piersi i odwróciłam od niego głowę.
Zaśmiał się cicho i uległ mojemu protestowi. Złapał za kraniec dywanu i
pociągnął go do siebie. W powietrze wzbiły się tumany kurzu. Obydwoje
zakasłaliśmy cicho, lecz na widok stalowej klapy w podłodze humor nam się
poprawił.
Wspólnymi
siłami otworzyliśmy właz i zeszliśmy po krótkiej drabinie na dół. Na miejscu
znalazłam się pierwsza i po ciemku próbowałam wyszukać dłonią ścianę. Gdy
dotknęłam zimnej powierzchni, kucnęłam i w tym samym momencie usłyszałam, jak
Utakata zamyka głaz.
- No,
nareszcie możemy pogadać - mruknął, gdy ja szukałam po omacku koca, który
kiedyś tu przytargaliśmy.
- No -
odpowiedziałam. Słyszałam, jak szuka po kieszeniach zapałek - poczekaj -
zatrzymałam go ręką, zapominając jednak, że chłopak tego nawet nie widzi.
Złożyłam pieczęcie i zaśpiewałam:
- Watashi no uta o mamori hassa,
Soshite, anata wa, shōrai-teki ni mukuwareru.
Ogniu bądź posłuszny memu śpiewowi,
A zostaniesz w przyszłości nagrodzony.
Ostatnio zastanawiałam się, jak połączyć mój śpiew z chakrą ognia. Po
dość długich treningach udało mi się to opanować. Spaliłam przy tym mnóstwo
świeczek, ale warto było je poświęcić. Gdy skończyłam intonować wers, małe
pomieszczenie nagle rozświetliło się. Ucieszona, z lekko nadszarpniętymi
zasobami chakry spojrzałam na Utakatę, który usiadł w między czasie obok mnie.
Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy, gdy przypomniałam sobie, dlaczego tu
przyszliśmy.
(poniższy
tekst pochodzi właśnie z tej piosenki)
Oto i
"tajna kwatera". Czemu tak się nazywa? Bo wiemy o niej tylko my
dwoje. Nawet Rina nie ma pojęcia o istnieniu tego miejsca. Rzadko zdarza się
taka sytuacja, abyśmy wykluczali z rozmowy moją siostrę. Ta jednak...
- To znów się
zaczęło - chłopak siedział oparty o ścianę, wspierając ręce na zgiętych nogach.
Odchylił głowę do tyłu wpatrując się w sufit. Westchnęłam cicho i złapałam go
za rękę - pierwszy atak miałem przedwczoraj. Był słaby, dałem radę go opanować,
ale dzisiaj... - zacisnął dłonie w pięści - znów nie mam nad nim kontroli. Już
nie wiem, co mam robić...
- Hej – lekko
szturchnęłam go w ramię – damy sobie radę, zawsze dajemy – uśmiechnęłam się
delikatnie – musisz porozmawiać z Ikemoto-sensei, potrzebujesz pomocy –
patrzyłam na niego w blasku świec, widząc jak bardzo się denerwuje i jak trudne
jest dla niego podjęcie tej decyzji – w końcu on zapanował nad Isobu –
powolnymi ruchami pocierałam kciukiem o jego dłoń, chcąc go uspokoić. Nie
przyniosło to jednak skutku. Gdy zaczęłam śpiewać, chłopak przyciągnął mnie do
siebie i przytulił, wplątując rękę w moje włosy. To zawsze pomaga…
Ciemne nocne niebo rozłącza
nas,
Odsłaniając nasze serca, kiedy
nawołują się nawzajem.
Czego każdy poszukuję walcząc?
Czy rozlana krew pomaga
zakwitnąć kwiatom?
O wietrze, stanę i stawię ci
czoła!
Ruszę w stronę jasności.
To moja radość w która pragnę
wierzyć.
Burza uderza, byśmy mogli
uświadomić sobie naszą miłość.*
Kiedyś tę
piosenkę zaśpiewała mi i Rinie matka. Kiedy dokładnie? Jakoś niedawno po
wojnie. Od tego czasu przywłaszczyłam sobie tę pieśń i zarezerwowałam tylko dla
jednej osoby. Tej, która siedzi właśnie obok mnie. Niejedną nieprzespaną noc
spędziłam na rozmyślaniu, w jaki sposób mogłabym mu pomóc.
Jeśli tylko
jestem blisko niego, hipnozą mogę uśpić na jakiś czas sześcioogoniastego, lecz
… zbliża się wojna, możemy zostać rozdzieleni. Co wtedy? Wioska nie przejmuje
się tym, że w Utakacie szaleje demon, który wyniszcza go od środka. Mizukage
twierdzi, że te stwory nie są mu potrzebne i najchętniej by się ich pozbył. Z
jakiegoś powodu pozostawił je jednak przy życiu, a nawet zapieczętował w ludziach
– moim chłopaku i naszym sensei’u. Ikemoto nie miał problemu z kontrolowaniem
dwuogoniastego. Wydawałoby się, że urodził się z darem panowania nad demonem.
Utakacie nie poszło jednak tak łatwo. Pomimo tego, że był naprawdę wybitnym
shinobi, który swoimi technikami potrafi zabić wielu ludzi w krótkim czasie,
nie dawał sobie rady z Saiken’em.
Gdy
zamilkłam, słychać było jedynie nasze oddechy. Nie wiem, ile przesiedzieliśmy w
tej ciszy. Kilka minut? Kilkanaście? Godzinę? Nie musieliśmy się odzywać, aby nawzajem
się rozumieć. Jednak czasem trzeba powiedzieć pewne słowa, choć wcale nie ma
się na to ochoty.
- Musisz iść
i poprosić o pomoc – westchnęłam - zbliża się wojna. Co jeśli zostaniemy
przydzieleni do różnych oddziałów?
- Mam tego
dość – warknął i spojrzał na mnie po chwili – ucieknijmy stąd – pogłaskał mnie
po policzku – ucieknijmy Sheeiren, proszę. Zostawmy tu wszystko i po prostu
zniknijmy – wpatrywał się we mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie mogę –
odwróciłam głowę, by nie musieć na niego patrzeć.
- Dlaczego? –
spytał cicho, doskonale jednak znając moją odpowiedź
- Co z Riną,
Mei, Mangetsu? Chcesz ich tu zostawić? – uniosłam się lekko, mając nadzieję, że
chłopak zaraz uświadomi sobie to, co powiedziałam.
- Przecież
poradzą sobie – mruknął, a ja ponownie na niego spojrzałam.
- Gdyby
zaszła taka potrzeba, mnie też byś zosta… - nie dane było mi skończyć, ponieważ
Utakata naparł na mnie swoim ciałem, przyciskając do podłogi, a tym samym
zamykając moje usta pocałunkiem, który od razu odwzajemniłam. To jak na mnie
patrzy, myśląc, że tego nie widzę. To, w jaki sposób mnie dotyka, bojąc się, że
mnie zrani. To wszystko i jeszcze wiele innych gestów i niewypowiedzianych słów
składa się na „coś”, co nas łączy. Tylko tego ”czegoś” nikt jeszcze nie
zdefiniował.
- Nigdy tak
nie mów – szepnął mi prosto do ucha, gdy się od siebie oderwaliśmy – nigdy –
dodał, gdy oparł głowę na moim ramieniu.
- Czyli nie
dopuściłbyś do tego, tak? – skręciłam głowę, by widzieć go całkowicie. Gdy
skończyłam wypowiadać to zdanie, poczułam na szyi jego usta, gdzie po chwili
pozostał czerwony ślad, a za moment jego wargi ponownie zaczęły swoją wędrówkę,
po moim ciele. Z szyi na podbródek, z podbródka do ucha, przez policzek, aby
zatrzymać się ponownie na ustach. Uniósł się na łokciach, lustrując moją twarz
swoimi brązowymi tęczówkami, jakby starał się zapamiętać każdy detal. Utakata
nigdy nie był zdolny do wzniosłych, słownych wyznań. Nigdy tego od niego nawet
nie oczekiwałam, więc nie towarzyszył mi żaden zawód przez cały ten czas, gdy
się spotykamy.
- Tylko ze
względu na ciebie, siedzę jeszcze w tej wiosce. Miałem uciec, gdy powiedziano
mi, że zostanę jinchuuriki – ponownie opuścił głowę – ale nie potrafiłem odejść
i zostawić cię tu samą, nie umiałem – patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć,
że zgodził się na przyjęcie demona … dla mnie – i nadal nie umiem, ale teraz
mnie to przerasta. Wiesz, że we dwoje dalibyśmy sobie radę – otarł nasze nosy o
siebie, po czym oparł swoje czoło o moje, cały czas głęboko patrząc mi w oczy –
wiem jednak, że proszę o zbyt wiele – przymknął powieki, uśmiechając się
cynicznie – masz zbyt wiele do poświęcenia, zbyt wiele – dotknęłam jego twarzy,
na co on od razu się wtulił.
- Przepraszam
– powiedziałam cichym, zachrypniętym głosem, gdy po moich policzkach powoli
spływały łzy. Słowa, które usłyszałam przed chwilą są warte zdecydowanie
więcej, niż zwykłe: kocham cię. Dla mnie skazał się na cierpienia wywołane
przez Saiken’a, choć nie musiał. Nie wiem, czy nie wolałabym zginąć, niż wziąć
na siebie brzemię noszenia w sobie demona, a on … po prostu to zrobił.
- Nie masz za
co – uśmiechnął się delikatnie, ścierając moje łzy. Lekko popchnęłam go, aby
ułożył się obok mnie.
- Kocham cię
– wtuliłam się w jego pierś, nie próbując ukryć już płaczu. On na to
przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem, a ja w tym momencie poczułam się
jak ostatnia egoistka i najszczęśliwsza kobieta na świecie w jednym. Znów ze
względu na mnie, ktoś bliski podjął decyzję, która zaważyła na jego życiu.
Kiedyś na misji Rina stanęła w mojej obronie i mało co nie straciła ręki.
Obiecałam sobie wtedy, że chcę być całkowicie samodzielna, niezależna. A tu co?
„Uwiązałam” do siebie chłopaka, który teraz na co dzień męczy się z demonem,
zapieczętowanym w nim tylko z mojego powodu. Ponownie ktoś poświęcił część siebie,
abym ja była bezpieczna, szczęśliwa. Nie chcę tak żyć. Nie chcę być powodem
czyjegoś nieszczęścia.
-Nie tak, jak
ja ciebie – pocałowałam go, próbując wyrazić tym całą tęsknotę, którą w sobie
chowałam. Dopadała mnie ona, gdy tylko traciłam go z oczu, a rzadko mogliśmy
się spotykać, więc… Chciałam pokazać mu, jak bardzo mi na nim zależy, lecz z
wielką niechęcią, musiałam przerwać tę cudowną chwilę… Wyczułam, że Rina przed
chwilą użyła fletu.
- Musimy iść
– usiadłam i przetarłam oczy.
- Co się
stało? – magiczny nastrój prysł i jak zwykle, to ja go zniszczyłam.
- Rina walczy
– w jego oczach zauważyłam cień zawodu, który chłopak jednak szybko zataił.
Wiedziałam o czym myślał... On oddał mi wszystko co miał, a ja nie byłam do
tego zdolna. To go bolało, a mnie przyprawiało o wyrzuty sumienia. Żadne z nas
nigdy nie powie tego na głos. Zawsze będziemy udawać, że nie mamy o niczym
pojęcia.
Wstałam, a
Utakata po chwili zrobił to samo. Ruszyłam do głazu, a on pogasił świeczki.
Wspięliśmy się po drabinie na górę. Gdy wyszliśmy z budynku, na dworze było już
ciemno. Bez słowa, po cichu ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Mgła opadła
całkowicie, a tylko światło księżyca w pełni oświetlało nam drogę.
W naszą
stronę zbliżała się mała, biała chmurka. Kuso! Głupia Mei! Złapałam Utakatę za
rękę i skręciłam w boczną uliczkę. Chmurka pary po chwili do nas podleciała i
zmieniła się w wyrazy:
Ogłoszono alarm. Za piętnaście minut wszyscy
mają stawić się na dziedzińcu!
M.
Jest i Utakata ;)
~*~
Ohayo!
Pierwszy
rozdział za nami. Nie wiem, czy nie przesadziłam z dawką
"romantyzmu", aczkolwiek miało być miło, ponieważ niedługo szczęśliwe
epizody ulegną końca. Mam nadzieję, że nie zawiodłam was tą notką, bo dość
długo nad nią siedziałam...
Hmmm.
To chyba wszystko.
A!
Dziękuję za komentarze pod prologiem i imponującą liczbę obserwatorów ^_^
Arigato!
wow *.* super *u* tylko dla mnie jedna rzecz jest bardzo istotna.. Bo się pogubiłam. Rina i Sheeren mają po 16 lat, cz są małe?
OdpowiedzUsuńMniejsza.. Notka bardzo mi się podobała, heh. Pisz szybciej kolejną^^
Pozdro,
Tenone.
Mają one lat 17 ^_^
UsuńMnie zastanawia inna rzecz... Utakata jest jinchuuriki sześcioogoniastego, a w pewnym momencie napisałaś, że jest jinchuuriki Isobu, przez co zaczęłam się zastanawiać, ale potem się połapałam.
OdpowiedzUsuńJa mimo wszystko lubię słodkie rozdziały, a to słodkie było i to bardzo ;)
[darkxleaf.blogspot.com]
Postaram się zmienić treść, aby była bardziej czytelna.
UsuńDziękuję za komentarz ;)
Uwielbiam romantyczne chwile, więc jestem zadowolona.
OdpowiedzUsuńUtakata, tak? Lubię go :-)
Po prologu i rozdziale pierwszym nie mogę wiele powiedzieć odnośnie opowiadania. Zaciekawiłaś mnie.
Jak dla mnie szablon mógłby być jaśniejszy. Wiem, że pewnie kłóciłoby się to z tym, co chcesz nam przekazać poprzez treść, ale już nie mogę patrzeć na te ciemne kolory. Może zdecydujesz się na coś jaśniejszego? :>
Pozdrawiam
Możliwe, że z biegiem czasu a i owszem. Nie mówię nie ;P
UsuńŚwietne *.* Bez zarzutu :** A obrazek świetny :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *.*
OdpowiedzUsuńJaki roomaaantiik <3 No ładnie, ładnie. Podziwiam Utakatę. Tu ma być wojna, tu okropne warunki, walki i wgl no i zakochana para która nie widzi świata poza sobą. Lubię takie klimaty xd
OdpowiedzUsuńCiekawe z kim Rina walczy. Wgl co to za flet? ;>
Ładny obrazek :3
Do następnego!
Sheeiren, świetne xD. Jak zwykle xD.
OdpowiedzUsuńCoś mi się nie zgadza, ale nie wiem co… dobra, mniejsza.
Czekam na next!
Pozdrawiam!
Asoka
Taki romans mi do ciebie nie pasuje, nie wiem czemu. Jednak miło się czyta coś takiego. I muzyki nie włączyłam bo miałam swoja.
OdpowiedzUsuńTa moc dziewczyn, jest... hmm intrygująca. Cos w te gusta XD. Trochę jak Tyuya, ale inaczej Xd. Co tu dużo mówić, akcja jak widac powoli idzie do przodu i bardzo dobrze.
Co do Utakaty i Sheeiren to jestem pewna, ze będzie sad story i się rozstaną? XD
Dobrze kombinujesz, ale nie do końca xd
UsuńOhohoho *-*
OdpowiedzUsuńZapowiada się genialnie. Nie powiem, że jestem mile zaskoczona, bo zaskoczona nie jestem w ogóle, wiedziałam, że nas nie zawiedziesz w nowym opowiadaniu ^^
Och, uwielbiam takie klimaty - wojna, a przez to niepewność i niepokój o następny dzień, wieczne niebezpieczeństwo, a w centrum tego wszystkiego dwójka zakochanych... Trochę kojarzy mi się z taką książką George'a Orwella "1984", którą osobiście ubóstwiam <3
Podziwiam Cię za to, że tak łatwo i zgrabnie idzie Ci wkręcanie swoich wątków w cała historię Kishimoto - ja zawsze mam z tym problem, np. z wiekiem postaci itp ;c No ale Tobie to wychodzi świetnie xd
No coś Ty, wcale nie przesadziłaś z romantyzmem, jak dla mnie było perfekt xd
W ogóle strasznie mi się podoba, że wszystko co opisujesz jest u Ciebie takie realistyczne, prawdziwe, no i wzbudza emocje w czytelniku *-* Zazdroszczę xd No i temat wojny, który zawsze chwyta mnie za serce...
Podsumowując - zapowiada się świetnie, dopiero pierwszy rozdział, a ja już jestem tak ciekawa tego, co dalej ;3
Czekam z niecierpliwością na next'a, pisz szybko kochana ;3
Pozdrawiam <3
Romantyczna Sheeiren zdarza się nieczęsto, więc trzeba korzystać ile się da :) Moją opinię na temat tego rozdziału słyszałaś, ale chyba bardziej ją rozbuduje (postaram się to zrobić tak, jakbym pierwszy raz czytała ten tekst ^^)
OdpowiedzUsuńA więc; zazdroszczę Mei inteligencji, no i jest Mangetsu (Ty wiesz, czego ja oczekuję ;3), który odzywa się tyle, że... wcale nic. To trochę dziwne, bo Suigetsu buzia się nie zamyka :)
No i romantyczna scena *,*. Tak mi się szkoda Utakaty zrobiło, że stwierdzam, iż She' może zostawić Rinę i z nim uciec... Tak, tak właśnie mnie to wzruszyło, a wiesz, że to łatwe zadanie nie jest :)
No i alarm! Z kim Rina walczy!? (z kim ja walczę? xd) Na serio - Z KIM!?
Podbudowałaś napięcie nie ma co...
(z kim? ;>)
Pozdrawiam,
czołgiem!
Taka mała poprawka - Suigetsu się w ANIME buzia nie zamyka ;p
UsuńPrzeczytałam ;D Wiem długo ci kazałam czekać na mój i tak nic nie wnoszący komentarz xD Świetny rozdział, uwielbiam twój styl :) To jak w opisach dbasz o każdy szczegół, przez co wspaniale mogę sobie wyobrazić wątek :)
OdpowiedzUsuńBardzo milutka ta scena między Sheeiren i Ukatakatą ;D jeszcze tak doś romantycznie światła świec, jakaś tajemna kryjówka :> - milutko :)
Tylko chyba nie bardzo łapie o co chodzi z tymi jinchurikimi xD I czemu Utakata ma w sobie bestie z powodu Sheeiren? (chyba, że znowu coś źle zrozumiałam xD) No i ja go rozumiem, że chciał razem z nią uciec :) Pod dawką takiego szczęścia jak miłość to jest usprawiedliwione :) Ale dość fajny pomysł, by zrobić ich historie ;D Szkoda, że ich sielanka się potem skończy... znając ciebie zabijesz chłopaka, bo takie rzeczy tylko u ciebie xD
Ogólnie atmosfera w opowiadaniu jest straszna wojny, cenzury, godziny policyjne - MA-SA-KRA xD co cię wzięło na takie czasy? :P To pewnie wina historia w szkole xD nie no joke ^^
No to ja czekam na kolejny rozdział :)
Życzę weny i pozdrawiam :):*
Skusiłam się na przeczytania i muszę powiedzieć, że jest ŚWIETNE!!! Ciekawie piszesz i już widać, że masz fabułę ogarniętą :3 Lubię romantyczne chwile, ale przybija mnie fakt, że ja nie mam czasem do kogo się przytulić ._. Whatever XD
OdpowiedzUsuńMasz ciekawy pomysł na to opowiadanie i JA to już widzę :D
No, nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać na kolejny rozdział, który mam nadzieję szybko dodasz :3
Pozdrawiam, Miharu ;*
[i-am-not-running-from-you]
[w-twoim-cieniu]
[krucze-szablony]
Wczoraj w połowie rozdziału musiałam zmykać z komputera brata, bo wrócił ze szkoły, ale za to dzisiaj dokończyłam ;D
OdpowiedzUsuńHmm zauważyłam wczoraj kilka błędów, ale dzisiaj już mi się ich nie chce szukać..
Ciekawe umiejętności mają Sheeiren i Rina, kurde taka ucieczka z wioski byłaby mega romantyczna, ale kumam, że nie o to tutaj chodzi xD
Ogólnie słodko, podoba mi się wyznanie Utakaty, było takie naturalne. No i zgodnie z rozkazem włączyłam muzykę co wprowadziło świetny nastrój! :D
Ten początek o marzeniach.. świetne!
Pozdrawiam, buziaki ;3
To dopiero pierwszy rozdział, a mnie tak poruszył, że czytałam go ze łzami w oczach. Jesteś nieziemska, kobieto! Strasznie podobało mi się. Nie mogę doczekać się następnej notki. Dodaję do obserwowanych i zapraszam również do siebie.
OdpowiedzUsuńhttp://zupelnie-nowy-rozdzial.blogspot.com/
http://konoha-high-school-live.blogspot.com/
Pozdrawiam. ^o^
Wojna,wojna, wszędzie wojna. "Kamieni na szaniec" się naczytałaś i cię wzięło,czy coś? ;D
OdpowiedzUsuńTajemnicza klapa w podłodze, ta? Dobra. Podoba mi się to :D
Ale dowaliłaś romantyzmem, czyżbyś cierpiała na jego niedosyt? ;D
Ogólne wrażenie: bardzo dobre :))
nie wiem czy zauważysz, że Ci odpisałam na blogu, więc wkleję komentarz dla pewności :)
OdpowiedzUsuńonet szaleje, ale to dlatego, że komentarze z nowego ip muszę zatwierdzać, wszystkie kolejne powinny wchodzić już normalnie:)
Nie wiem gdzie jest odnośnik, przepraszam, jest mi wstyd za burdel na tym blogu, ale nie mam czasu na remont, a więc podaje link – naruto-juno.blog.onet.pl. Proszę się tylko nie nastawiać na zbyt wysoki poziom, obie częsci dzielą lata świetlne:D Aczkolwiek ze względu na wielki sentyment zapraszam i zachęcam, zwłaszcza od rozdziału 15 i w górę:)
Muszę Ci powiedzieć, że na kin-z-otogakure byłam, nawet sobie w zakładkę wrzuciłam, co znaczy, że chciałam do nego wrócić, ale teraz nie mam na to szans, czas nie pozwala;( ale obiecuję, że zajrzę w święta na jakiegoś Twojego bloga i dam znać:)
pozdrawiam, zapraszam i mam nadzieję, że Ci się spodoba!
Wrażenia z pierwszego rozdział:
OdpowiedzUsuń*smutek
*zachłanność
*niepewność
*strach
*miłość
Wszystko czego potrzebowałam odnalazłam w tej notce , to właśnie chciałam przeczytać. Muzyka robi swoje bo gdy słuchałam Bednarek Chodź ucieknijmy , a jednocześnie czytałam twoje opowiadanie to łezka pojawiła się w moim oku.
Masz niesamowity talent.
Nic nie poradzę, Utakata jest słodki. Moje ulubione fillery w Naruto *,*
OdpowiedzUsuńNotka jest świetna. Nie słodzisz, ale też dajesz odpowiednie emocje bohaterom. Idealnie wyważone.
Oh przepraszam, przepraszam! Pisałam pod prologiem, że wezmę się następnego dnia za resztę rozdziałów, ale tego nie zrobiłam. Wybacz ;<
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o rozdział, bardzo mi się podobał. Było romantycznie, zarazem tak melancholijnie, w dodatku ta muzyka... Rozpływam się po prostu. Tak się cieszę, że wplątałaś w to kawałek Bednarka - Chodź ucieknijmy stąd, szczerze mówiąc, cała jego twórczość ma taką magię w sobie. Ale nie będę się tutaj rozpisywać na jego temat, bo to nie o to tu chodzi. Pisałam może, że masz śliczny szablon? Jeśli tak to trudno, najwyżej się powtórzę. Jest boski *.* Idealnie oddaje klimat opowiadania, w dodatku jest w ciemnej tonacji, co również mi się podoba.
No nic, przepraszam jeszcze raz za to, że nie zaglądnęłam tu wcześniej, ale postaram się to nadrobić. W sumie napisałabym jeszcze "pozdrawiam", ale związku z tym, że biorę się za następny rozdział, nie widzę takiej potrzeby. Uh, ale ten komentarz będzie pogmatwany xD
Podoba mi się Utakata <3 I jego pomysł z ucieczką też. Ciekawe, czy kiedyś spróbują uciec od tego piekła - ta wizja wioski jest naprawdę koszmarna o.o Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się to z tym miastem z Silent Hill o.o
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)