Mgiełka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a ja, lekko przestraszona,
spojrzałam na Utakatę.
- Chodź - stanowczo kiwnął głową i zaczął biec, więc natychmiast podążyłam
za nim.
Wybiegliśmy z opuszczonej dzielnicy, znajdując się tym samym na dość ruchliwej
ulicy. Między szarymi domami przemieszczali się przeróżni ludzie. Zabójcy,
gwałciciele, mordercy i garstka shinobi, którzy zasługują, aby określać ich w
ten sposób. Przed oczami mignął mi Zabuza z wielkim, charakterystycznym mieczem
na plecach. Gdzieś obok biegł Jinin Akebino - kolejny członek Siedmiu Mistrzów
Miecza. Ta grupa sieje postrach nie tylko w Kiri, ale również i poza nią, co
jest całkowicie uzasadnione zresztą. Nie raz pokazali, co potrafią...
Ninja wylewali się tłumami z mrocznych zaułków, pędząc w stronę dziedzińca.
Pętla na moim żołądku coraz bardziej się zacieśniała, powodując okropne
skurcze, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Ludzie przeróżnej maści wychodzili
z coraz to bardziej mrocznych, mijanych przez nas alejek. Jeszcze nigdy nie
widziałam aż tylu mieszkańców Kiri w jednym miejscu, więc „przerażenie” to
słabe słowo, aby określić to, co w tej chwili czułam. Każdy z nich jest
nieobliczalny. Mizukage nie ma nad nimi żadnej władzy prócz tej formalnej dla
utrzymania pozorów, co osobiście nie jest mi zbytnio na rękę. System władzy w
Kiri jest dziwny. Powiedziałam ostatnio, że jesteśmy bezwzględnie
podporządkowani Kage i może nie wyraziłam się do końca jasno. W sumie, to
zależy, jak jest komu wygodnie.
Nasz klan nie jest wpływowy i nie ma statusu „gangu”, bo to właśnie one tu rządzą. Są to wszyscy
doradcy władcy, jego służący, a nawet kilkoro niewolników sprowadzonych kiedyś
zza morza zostało zwerbowanych do tej siatki. Właśnie dlatego wolę wypełniać
rozkazy, tym samym niepotrzebnie się nie narażać – po prostu budzi to we mnie
lęk.
Razem z Utakatą znajdowaliśmy się w jednej z „żywych kolumn”
przemieszczających się przez wioskę. Ścisk był niesamowity, lecz nie ma się co
dziwić. Wąskie i nieprzystosowane do takiego ruchu uliczki Mgły, rzadko mają aż
tylu przechodniów na raz. Nie poruszaliśmy się w ciszy, jak to zwykle bywa. Co
chwilę ktoś coś krzyczał czy mruczał. Z reguły w tym hałasie wyłapywałam męskie
głosy, a tylko jeden żeński zwrócił moją uwagę:
- Łapska przy sobie, śmieciu! – donośne warknięcie Ameyuri Ringo nie
jednego ścięło już z nóg. Odwróciłam głowę w lewo i spostrzegłam kobietę z
„Kibą” w ręku, która mało dostojnie podążała obok swojego towarzysza. Mężczyzna
z maską ANBU i włosami we wszystkie strony, biegł jednak dalej obok niej, jakby
nigdy nic, ignorując biedaczkę kompletnie. To Kushimaru Kuriarare, kolejny
Mistrz. Słabo go kojarzę, bo nieczęsto pokazuje się publicznie.
- Zamilcz – niski męski baryton przeciął panujący wokoło zgiełk, powodując
ciszę, którą przerywały jedynie odgłosy biegu.
- Nie będziesz mi rozkazywał, Zabuza! – rzuciła Ameyuri, wkładając miecz do
pochwy, wcześniej go wyciągnąwszy, w celu pogrożenia Kishimaru.
- Nie tym tonem, Rini – ostatnie słowo dosadnie zaakcentował, perfidnie się
przy tym uśmiechając. Ona na to poczerwieniała ze złości i przemieściła się
bliżej niego, czyli mnie również.
- Momochi w majtki się moczy – syknęła z satysfakcją, ostentacyjnie
odwracając od niego głowę. Wyglądała na zadowoloną, w przeciwieństwie do…
- Odwołaj to – warknął mężczyzna, przybliżając się do „Rini”. Z lewej ona,
z prawej on… Jeśli nie przyspieszę lub nie zwolnię, spotykając się po środku,
zgniotą mnie! Patrzyłam na nich nerwowo, lecz z dystansem. Każde spojrzenie
krzywo odebrane przez tę dwójkę może się źle dla mnie skończyć.
- Momochi w majtki się moczy, Momochi w majtki się moczy – powtarzała jak
katarynka, naśladując głos kapryśnego dziecka. Przyglądałam się temu ze zgrozą,
bo to, co widziałam, spokojnie można porównać do tykającej bomby. A w
epicentrum jej wybuchu ja i Utakata…
- Skończcie. – Nagle pojawił się przede mną Kishimaru, zatrzymując tę dwójkę,
która właśnie miała zamiar skoczyć sobie do gardeł. Odetchnęłam cicho z ulgą i
spojrzałam na rozbawionego jinchuuriki. Odwzajemniłam uśmiech i przestałam słuchać
Mistrzów, ponieważ pojawiliśmy się na dziedzińcu, który nie był za duży. Zwykły
plac po środku wioski, otoczony z każdej strony monotonnymi kamienicami, z
podestem po zachodniej stronie.
Po chwili zatrzymaliśmy się bez wyraźnego rozkazu, tak po prostu. Gwar
rozmów nie pozwolił mi się do końca skupić, lecz nie powstrzymał przed
szukaniem Riny. Stanęłam na palcach, próbując znaleźć ją w tłumie, na marne. Utakata, widząc moje staranie, wzniósł wzrok ku niebu w geście politowania.
- Stoi we wschodnim wejściu, razem z Mangetsu, Mei, Suigetsu i
Ikemoto-sensei. – Ech, ten jego delikatny szept tuż przy moim uchu. Gdyby tylko
Rina nie użyła wtedy fletu… Westchnęłam i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu
innych znajomych twarzy.
Gdy zauważyłam pewnego osobnika, natychmiast przykucnęłam, aby mnie nie
zobaczył, powodując lekkie zniesmaczenie, wymalowane na twarzach ludzi
stojących obok. Utakata posłał mi zdziwione spojrzenie, na co ja złożyłam
rękoma kilka znaków - północny zachód. Chłopak odwrócił głowę w tamtym kierunku
i odruchowo zacisnął dłonie w pięści. Uśmiechnęłam się na to lekko pod nosem –
uwielbiam, gdy jest o mnie zazdrosny. On, zgodnie z moimi przewidywaniami,
wpatrywał się w swego „rywala” groźnym wzrokiem, zabawnie marszcząc przy tym
brwi. Powoli zaczęłam wstawać, aby nie zrobić jeszcze większego zamieszania,
które i tak już spowodowałam, lecz…
- Sheeiren, kochanie! – Stwierdzenie: wyjść z siebie i stanąć obok
kompletnie nie pasuje do Utakaty. Bardziej coś typu: kolego, oddychanie prostym
nosem ci się znudziło? Za każdym razem, gdy ta dwójka miała ze sobą styczność,
ja stawałam się przedmiotem ich sporu, co czasem irytowało, lecz częściej
bawiło.
Utakata nigdy nie okazywał względem mnie uczuć publicznie. Pomijając
towarzystwo paczki. Pierwszy aspekt? – to zakazane. Drugi aspekt? – jakby
bardzo chciał i tak by to zrobił, łamiąc zasady. Więc…? Nawet wcześniej, gdy Ao
się zjawiał, kończyło się na potyczkach słownych, ewentualnie wymianie kilku
ciosów, którą i tak zawsze zręcznie udaremniałam. Teraz jednak podał mi dłoń,
abym wyprostowała się całkowicie, po czym przyciągnął mnie ku sobie i objął
rękoma w pasie, opierając brodę o czubek mojej głowy. Najchętniej odwróciłabym
się do niego przodem i wpiła się w jego usta, zapominając o bożym świecie, lecz
(o ironio) z fantazji wyrwał mnie jego głos.
- Jeszcze jeden taki tekst i to spotkanie nie skończy się miło – warknął
Utakata, zaciskając dłonie na mojej talii jeszcze mocniej, niż wcześniej.
- Ale o czym my rozmawiamy? Chciałem jedynie przywitać moją ślicznotkę. –
Ao ukłonił się, nie spuszczając z nas wzroku. Czułam, że ktoś się nam przygląda
i po chwili wiedziałam już, kim jest nieznajomy obserwator. Ameyuri Ringo stała
nieopodal i dyskretnie wpatrywała się w naszą trójkę z nikłym uśmieszkiem na
twarzy. Niedobrze. Ona jest nieobliczalna.
- Skończ, bo moja cierpliwość też ma granice. – Kolejne niskie warknięcie tuż obok mojego ucha.
- Ależ przestań – odpowiedział przesłodzonym głosem Ao, przepychając kilku
cywili, aby jeszcze się do nas zbliżyć. Nagle, jakimś dziwnym trafem, wokół nas
zrobiło się dużo miejsca…
- Nie.
- Daj jej się wypowiedzieć. – Założył
ręce na piersi, czekając na mój gest.
- Hmmm? – Utakata ponownie zbliżył się, mamrocząc mi do ucha oraz wywołując
przy okazji szereg dreszczy przebiegających przez moje ciało. Na krótką chwilę
zapomniałam, że nie możemy publicznie okazywać uczuć, że jest to zabronione i
karane. Miałam to gdzieś.
Popatrzyłam na Ao z tym niezidentyfikowanym błyskiem w oku, który nigdy nie
wróży niczego dobrego. Nie spuszczając z niego wzroku, dotknęłam rąk Utakaty i
powoli je odsunęłam. Widziałam, jak na jego twarzy kwitnie uśmiech zwycięstwa.
W tym momencie obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i oczywiście całkowicie
przypadkowo, napotkałam tam usta mojego chłopaka, zamykając przy tym oczy.
Gdy je otworzyłam, widziałam jedynie zamglone, pozbawione codziennego
blasku brązowe tęczówki, wyrażające więcej, niż mogłoby się wydawać. Oświetlał
nas tylko księżyc i coś mówiło mi, że nie mogłabym czuć się lepiej niż teraz, co
jest jednoznaczne z tym, że coś poszło nie tak.
- Ekhm. – Mój idealny świat
pękł jak bańka mydlana, gdy popatrzyłam na postać stojącą obok, która wydała
owy odgłos. Natychmiast odskoczyłam od Utakaty, aby wyłapać „przypadkowe”
spojrzenie Ameyuri Ringo opierającej ręce na biodrach. – No – kiwnęła palcem –
żeby mi to było po raz ostatni – mrugnęła w naszym kierunku jednym okiem i
oddaliła się tak samo niepostrzeżenie, jak przed chwilą się pojawiła. Zanim
zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, usłyszałam:
- Wygrałeś. – Odwróciłam się, aby zobaczyć zrezygnowanego Ao i poczuć, jak
Utakata dyskretnie chwyta moją dłoń w zwycięskim geście, na co zareagowałam
lekkim prychnięciem. Faceci i ta ich chęć posiadania. Ale w sumie… Gdyby jakaś
lafirynda się do niego przystawiała, to sytuacja tego typu zakończyłaby się
zdecydowanie bardziej tragicznie.
- Długo jeszcze? – spytałam, chcąc rozluźnić atmosferę oraz autentycznie
zdobyć tę informację. Nigdy nie należałam do osób cierpliwych i coś czuję, że
nieprędko się to zmieni.
- Chyba nie - mruknął chłopak, patrząc przed siebie. Ponownie stanęłam na
palcach, aby zobaczyć coś więcej. Nie pomogło mi to jednak za wiele.
Wiedziałam tylko, że coś się dzieje, wnioskując po zachowaniu tłumu. Stopniowo
rozmowy, czy krzyki cichły, a ludzie uspokajali się.
- Co się dzieje? Nic nie widzę - warknęłam, zdegustowana własną niemocą.
- Mizukage
się zbliża. - Po tych słowach zamilkliśmy oboje. Żarty się skończyły.
Stałam tak, zdana tylko na swój słuch, bo widziałam jedynie plecy człowieka
przede mną, a były one dość pokaźne. Nagle umilkli już wszyscy. Grobowa cisza
zapanowała na dziedzińcu, a horda ninja czekała na przemówienie swojego
przywódcy.
- Witajcie, moi poddani! - zabrzmiał donośny głos Kage. Nikt mu nie
odpowiedział. Nikt nie zaczął wiwatować na jego cześć. Spodziewałeś się
tego? Pomyłka - to nie ta wioska.
- Przejdź do konkretów - rozpoznałam głos Kisame i skierowałam głowę w
tamtą stronę. Rekin stał po lewo ode mnie, opierając się plecami o jeden z
budynków, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Wokół nas zabrzmiały ciche,
szydercze śmiechy i szepty. Mało kto może pozwolić sobie na takie zachowanie.
Po prostu trzeba znać swoje miejsce w szeregu, co nie zmienia faktu, że Hoshigaki
przekracza wszystkie możliwe granice i nie liczy się z niczyim zdaniem.
- Kisame, jak zawsze w gorącej wodzie kąpany - powiedział Trzeci, lecz nikt
szczególnie na to uwagi nie zwrócił.
- Więc? - Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że igra z ogniem, lecz widocznie
kompletnie się tym nie przejmował.
- Dziś rozpoczęła się wojna.
Jeśli wcześniej było cicho, to teraz nie wiem, jak to określić. Mimo
wszystko ta informacja nie wywołała na mnie jakiś szczególnych skutków
ubocznych, odczuwalnych po niespodziewanym zaskoczeniu. Przeszła mnie jedynie
fala dreszczy, gdy przypomniałam sobie opowieści matki o wojnie, których w
dzieciństwie nasłuchałam się aż nad to.
- Nie weźmiemy w niej udziału! Pierwsza wystarczająco nas wykończyła! -
wrzask Munashi'ego Jinpachi rozgrzał cichy do tej chwili tłum. Wyzwiska i
krzyki oblegały mnie ze wszystkich stron, a ja jedynie przyglądałam się temu,
co się dzieje wokół. Bunt już od jakiegoś czasu wisiał w powietrzu, więc co,
jeśli...
- Weźmiecie - jego ton zmienił się diametralnie. Przeciął powietrze, nie
przyjmując sprzeciwu - zawarliśmy pokój i pakt z Konohą. - Ponownie tłum
skandował słowa, których w ogólnym gwarze nie mogłam wyłapać. Ludzie zaczęli
przemieszczać się bliżej władcy, przy okazji pchając mnie i Utakatę do przodu.
Mocniej złapałam go za rękę, modląc się, aby mnie nie puścił. Jeżeli zostanę tu
kompletnie sama, to chyba zwariuję.
- Nie pogrywaj z nami! - głos Kisame ponownie przebił się przez hałas. Tłum
ucichł, aby usłyszeć ripostę Mizukage. Ten bawił się jednak rękojeścią
Samechady, nic sobie nie robiąc, z karygodnego zachowania Rekina.
- Suna zaatakowała dziś Yugakure. Z tego, co mi wiadomo, walki trwają tam
nadal. Gdy tylko obalą tamtejszego władcę, na ich drodze stoi Kiri. Chcecie
popełnić ten sam błąd, co kiedyś? Musimy bronić się poza wioską, a nie czekać
na atak z założonymi rękoma! – pomruk zdziwienia przetoczył się przez
dziedziniec.
- To do czego nam w tym wszystkim Konoha? Damy sobie radę! - ponownie
Munashi wystąpił przed szereg.
- Suna sprzymierzyła się z Iwą. Mistrzu Miecza, czy nadal jesteś pewny, że
damy sobie radę z dwoma wielkimi nacjami? - odgłosy zdziwienia znów dały o
sobie znać. Przyznam szczerze, że sama nie spodziewałam się takiego obrotu
sytuacji. Od kiedy jakakolwiek Ukryta Wioska tworzy sojusze z innymi? - Konoha
będzie tu jutro. Zostaniecie podzieleni na oddziały, aby później połączyć się z
Liściem. - Nastała chwila ciszy. - Nie patrzcie tak na mnie - powiedział
zbolałym głosem Trzeci. - Większość z was od dawna już wiedziała o nadchodzącej
bitwie. Prawda, Ameyuri?
Wszystkie spojrzenia zostały wlepione w kobietę stojącą nieopodal. Ringo z
zaciętym wyrazem twarzy lekko skinęła głową na tak. Ona coś wie...
- Konoha? Jest nam potrzebna teraz. Kto wie, co zrobimy po zakończeniu
wojny? - na te słowa tłum zawiwatował. Część tych ludzi uwielbia zabijać, więc
wojna jest dla nich przyjemnością. Inna część to cywile, którzy najchętniej
uciekliby stąd do innej Ukrytej Wioski, ta ostatnia to shinobi, którzy mają
głowę na karku i chcą wyjść z tego wszystkiego bez szwanku.
- Czemu mówisz nam to dopiero teraz, Trayzaga-san? - zdanie wypowiedziane
przez Kisame ociekało jadem i kpiną jednocześnie.
- Za godzinę każdy z was dostanie osobistą rozpiskę. W tym czasie macie
spakować najpotrzebniejsze rzeczy i zabezpieczyć domy. W prowiant zaopatrzycie
się sami. Oddział Trzeci i Czwarty, natychmiast ma się zjawić w moim gabinecie
- Trzeci kompletnie zignorował podburzonego Hoshigaki'ego i zniknął w kłębach
dymu, pozostawiając nas samych sobie.
Popatrzyłam na Utakatę. Trzymał mnie za rękę, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał Mizukage. Potrząsnął
szybko głową i skinął na prawo. Bez słowa, starając nie rzucać się w oczy, podążyłam za chłopakiem. Przeciskaliśmy się
przed tłum spoconych i śmierdzących mężczyzn, gdzie większość z nich zawzięcie
dyskutowała, nie zwracając na nas uwagi. Kobiety ninja w Kiri to rzadkość.
Można to z resztą szybko zauważyć po naszej liczebności.
- Shee - mruknął chłopak, sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.
- Hmmm?
- Przyśpiesz trochę. - Tak też zrobiłam, aby po chwili znaleźć się obok naszej
grupy.
- No, nareszcie jesteś. - Przytuliłam
siostrę, gdy tylko ją zobaczyłam.
- Ohayo - odpowiedziałam i popatrzyłam na resztę. Dopiero teraz się
zreflektowałam i powiedziałam, kłaniając się: - Witaj, sensei - Utakata po chwili zrobił to samo. Wszyscy byliśmy
jounin’ami i moglibyśmy mieć własne drużyny geninów, lecz Mizukage pozostawił
nas jako czwórkę z tym samym stopniem i żadnemu z nas to nie przeszkadzało.
- Witajcie. - Ikemoto stał w
swoim zwyczajowym stroju lekko z tyłu za resztą.
Przez moment nikt się nie odzywał. Chcieliśmy porozmawiać, lecz bez
towarzystwa starszego mężczyzny. On to chyba wyczuł, po czym dodał:
- Ja się będę zbierał. Postępujcie zgodnie ze wskazówkami, które zostaną
wam dostarczone - rzekł i odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Żegnaj - odpowiedzieliśmy równo.
- Sensei - odezwał się Utakata, wyraźnie zestresowany - bo jest pewna
sprawa - skinął na mnie głową i poszedł za mężczyzną. Gdy odeszli na bezpieczną
odległość, pierwszy milczenie przerwał Mangetsu.
- To dlatego? - spytał, biorąc brata na ręce.
- Yhym - mruknęłam i kopnęłam niczemu winny kamyk, który potoczył się i
trafił w czyjś but. Nie zawracając sobie tym jednak głowy, zwróciłam się
ponownie do paczki i już miałam otworzyć usta, aby coś powiedzieć, lecz...
- Imai, uważaj, co robisz - niskie warknięcie gwałtownie wyrwało mnie
ze świata rozmyślań. - Pilnuj się na wojnie - widziałam przerażone spojrzenie Riny i
to bojowe starszego Hozuki'ego.
- Hai - odparłam, mając nadzieję, że ten, kto za mną stoi, szybko zniknie.
Siostra rozluźniła się, więc ja również wiedziałam, że wróg odszedł.
- Kto to był? - zapytałam cicho, przykładając dłonie do skroni.
- Ameyuri. - Mangetsu poprawił sobie brata w ramionach,
który przed chwilą zasnął. Jak ja mu zazdroszczę... Popatrzyłam
na Utakatę.
- Rina, wrócę do domu za jakieś pół godziny. Zdążymy?
- Mam nadzieję - odpowiedziała, patrząc na stojące obok rodzeństwo. - Ja
też nie wrócę od razu -Mangetsu spojrzał w jej stronę i lekko się
uśmiechnął. Czyżby coś mnie ominęło? Gdy chłopak był zaaferowany bratem,
popatrzyłam na Rinę i podniosłam jedną brew do góry, na co ona
delikatnie kiwnęła głową. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na Mei,
która była zbyt cicha jak na nią.
- Hej, co jest? - kucnęłam i skierowałam jej rozbiegany wzrok na siebie.
Dziewczynka była zdenerwowana i przestraszona.
- Sheeiren, bo to naprawdę się dzieje. - Chciałam ją przytulić, lecz
nie mogłam, nie tutaj. Już raz się zagalopowałam. Mangetsu może
chociażby trzymać brata na rękach z wiadomych przyczyn oczywiście.
Mistrzów Miecza nie obchodzą zasady, bo zwykle oni je ustalają. To takie
jakby niespisane prawa.
- Rina, odstaw ją do domu - poprosiłam, trzymając
małą Terumi za rękę.
- Dobrze - klasnęła cicho w dłonie. - To my się zbieramy.
- Tak, chodźmy już - potwierdził Hozuki. Siostra kiwnęła
na Mei, a ona po chwili do niej podeszła.
- Do zobaczenia - powiedziała Rina, dotykając wisiorka, zawieszonego
na jej szyi.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam i wykonałam ten sam gest. Paczka
odeszła, a ja oparłam się plecami o budynek nieopodal.
Obserwowałam Utakatę: to, jak żegna się z sensei'em i jak do mnie
podchodzi.
- Chodź, musimy pogadać. - minął mnie, nie zaszczycając nawet
jakimś dłuższym spojrzeniem. Opuściliśmy dziedziniec, zmierzając w
bliżej nieokreślonym kierunku.
- Gdzie idziemy? - spytałam, gdy zrównałam z nim krok.
- Do mnie.
Na tym nasza "rozmowa" skończyła się. Ze spuszczoną głową
kroczyłam obok niego, zastanawiając się, co takiego usłyszał. Cały był spięty,
usta zacisnął w wąską linię, a dłonie w pięści. Westchnęłam cicho i skręciłam
za nim w boczną uliczkę. W Kiri zrobiło się niezłe zamieszanie. Było
dziwnie... głośno. Co chwilę się na kogoś natykaliśmy, a staraliśmy się nie
robić zbędnego zamieszania. Knajpy dla odmiany tętniły życiem i nawet kilkoro
dzieci wymknęło się na ulicę i, o dziwo, nikt ich za to nie zganił. Szliśmy
w ciszy, mijając kolejne szare domy, aby w którymś momencie wejść do
jednego z nich.
Wspięliśmy się po kilku schodkach, po czym Utakata otworzył drzwi i wpuścił
mnie pierwszą do środka. Przestąpiłam próg i znalazłam się na małym przedsionku
pomalowanym ciemnymi kolorami. Wieszak na ubrania był pusty, a na półce na buty
leżały jedynie dwie pary. Chłopak nadal bez słowa zdjął swoje obuwie i wszedł w
głąb domu. Zrobiłam to samo i podążyłam za nim.
- Mamo, to jest Sheeiren, moja dziewczyna. Shee to moja mama, Tayra. -
odwróciłam się w lewo i ujrzałam niską szatynkę o niebieskich oczach. Nigdy jej
jeszcze nie widziałam, w sumie ona mnie też nie, więc ta sytuacja zdziwiła mnie
bardziej niż wiadomość o nadchodzącej wojnie.
- Witajcie.
- Witam - ukłoniłam się nerwowo.
- Utakata wspominał o tobie kilkakrotnie - powiedziała tym ciepłym głosem,
którego zawsze pragnęłam od własnej matki. Tayra nie jest kunoichi, może
właśnie dlatego zachowała w sobie jeszcze jakieś pokłady matczynej miłości.
- Naprawdę? - już wcześniej zrobiłam się czerwona, lecz teraz przeszłam w
dorodną purpurę.
- Tak - ponownie się uśmiechnęła. - Przynieść wam coś?
- Dobrze - skinęła głową i zniknęła za
drzwiami, zapewne kuchni.
- Chodź - tym razem zwrócił się do mnie czulej
niż wcześniej i pociągnął za rękę po schodach na piętro. Przeprowadził przez ciemny korytarz i
wprowadził do pierwszego pokoju po prawo. Zamknął za nami drzwi i oparł się o
nie.
- Zgodził się – odrzekł, patrząc w podłogę.
- To świetnie - powiedziałam trochę głośniej i przytuliłam się do niego. Po
chwili odsunęłam się jednak, gdy nie odwzajemnił mojego gestu. - Gdzie jest
haczyk? - spytałam, wiedząc, że nie powiedział mi wszystkiego.
- Ja… ja mogę tego nie przeżyć. - Na te słowa moje ręce opadły bezwiednie
wzdłuż tułowia. Patrzyłam na niego, mając nadzieję, że zaraz zacznie się śmiać
i powie, że to tylko głupi żart, a ja uderzę go w rewanżu w ramię i się
"obrażę". Nic takiego jednak nie nastąpiło.
- Jeszcze raz, od początku – odetchnęłam, próbując to wszystko ogarnąć.
Zaczęłam chodzić po pokoju w kółko, chcąc się uspokoić.
- Bez zbędnych ogródek, spytałem się go, czy zna sposób, aby natychmiast mi
pomóc. - Przestał opierać się o drzwi i dopiero teraz zapalił lampkę nocną,
którą miał przy łóżku. - Odpowiedział, że tak, lecz mam czterdzieści procent na
przeżycie - zatrzymałam się, łapiąc się za głowę.
- Przecież to mniej niż połowa! – krzyknęłam.
- Myślisz, że tego nie wiem?! – postąpił krok do przodu, również krzycząc z
wściekłości.
- Ja już nic nie wiem! – wrzasnęłam. On głośno wypuścił z siebie powietrze,
zaplatając ręce na karku. - Wszystko zależy od tego, czy zostaniemy
przydzieleni do jednego oddziału. – Powinnam teraz podejść do niego z
przeprosinami. Wiedziałam, że potrzebuje teraz wsparcia, lecz starałam
się myśleć racjonalnie.
- Jeśli to się nie powiedzie, demon ucieknie. Chyba, że ktoś go wchłonie
zaraz po uwolnieniu. - Usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Przypomniały
mi się słowa, które wypowiedział w piwnicy. Dokładnie, że przyjął Saiken'a, aby
tylko być blisko mnie. Poczucie winy zjadało mnie od środka i już chciałam mu
to powiedzieć, lecz usłyszałam, jak coś uderza o okienną szybę. Zbliżyłam się i
otworzyłam okno na oścież. Do pomieszczenia wleciały dwa, czarne motyle.
Usiadły na moim ramieniu i złożyły skrzydła, a na ich miejscu pojawiły się dwa
pergaminy.
- To rozkazy - powiedziałam łamiącym się głosem. Chciał wstać, aby odebrać
swój zwój, lecz powstrzymałam go dłonią. Wzięłam kawałek papieru podpisany moim
nazwiskiem.
Złamałam pieczęć i ominęłam wszystko, aby wyłapać numer drużyny:
Dywizja Druga.
Następnie zbliżyłam się do chłopaka z jego zwojem. Nie otwierając go,
usiadłam mu na kolanach, mając go przed sobą. Westchnęłam i nacisnęłam na
pieczęć, która po chwili mi uległa. Popatrzyłam Utakacie w oczy, po czym
skierowałam swoje spojrzenie na numer jego drużyny:
Dywizja Piąta.
Nie mówiąc tego na głos, odrzuciłam pergamin na ziemię. Jego zdziwione i
niepewnie oczy lustrowały mnie przez chwilę, lecz zamknęły się, gdy złączyłam
nasze wargi. On wiedział. Wiedział w momencie, gdy go pocałowałam. Wiedział po
tym, w jaki sposób to zrobiłam. Nie musiałam nic mówić... Pchnęłam go na łóżko,
pomimo zbierających się w kącikach moich oczu łez. Oparłam ręce po bokach jego
głowy i uniosłam się lekko, aby móc go widzieć. Jutro już się nie spotkamy.
Dostaniemy oddzielne rozkazy, będziemy stacjonować w innych miejscach.
Kto wie, czy powrócimy z tej wojny oboje?
Usiadłam i powoli rozwiązałam pas swojego kimona, które po chwili
wylądowało na drugim końcu łóżka. Przerzuciłam włosy na jedną stronę, nie
spuszczając z niego wzroku. Powoli sięgnęłam po jego pas. Delikatnie,
spokojnie. Przyglądał się temu wszystkiemu z pragnieniem, cierpieniem i
miłością. Ponownie powoli się do niego nachyliłam, przejeżdżając dłonią po jego
policzku. Zdawał sobie sprawę, że dziś możemy widzieć się po raz ostatni.
Ja również to wiedziałam i postanowiłam mu oddać to, co najcenniejsze
- całą siebie, bez wyjątku.
***
Gdy Sheeiren pożegnała się z Utakatą, nie wiedziała, co go czeka. Nie
wiedziała, że Kisame Hoshigaki dwadzieścia minut temu zabił Trzeciego Mizukage
i tego, że za pół godziny jej chłopak zamorduje swojego mistrza w obronie
własnej i ucieknie bez demona w sobie, bojąc się kary. Oraz tego, że tej nocy
Kiri zyskało nowego jinchuuriki i Kage w jednym.
Oto
jest Yagura.
Czwarty
Mizukage Wioski Ukrytej we Mgle,
który
jutro rano ruszy na wojnę,
mając
pod sobą tysiące ninja.
***
***
Ohayo ^_^
Coś szybko dodaję te
rozdziały... Ale to wina rekolekcji, wybaczcie.
Przyznam się
szczerze, że notka mi się podoba. Mam nadzieję, że nie ma w niej błędów,
ponieważ długo nad nią siedziałam xd
Wprowadziłam wiele
nowych postaci, lecz jeszcze dziś zaktualizuję galerię, abyście mogli ich
wszystkich sobie wyobrazić ;)
To chyba wszystko,
yhym.
A! Chciałam
podziękować za tak wiele odsłon, obserwatorów i komentarzy. Naprawdę, jest mi
bardzo miło ^^
Bywajcie!
Przeczytałam wszystkie rozdziały i są super!!! Kiedy następna notka?
OdpowiedzUsuńnoo, ciekawie się zapowiada :) Już nie mogę doczekać się następnej notki! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Miharu :*
'Momochi w majtki się moczy' - ahahahahhah okrutne xD
OdpowiedzUsuńTeraz nie mogę tego znaleźć, ale gdzieś tam było coś w tylu: 'przybliżyła się bliżej...' a jak się przybliża, to w gruncie rzeczy zawsze bliżej, więc mogłabyś lepiej to zdanie sformułować ;D
Achh ale się dzieje! No wojna, no. Ciekawe jak teraz potoczą się losy Shee, skoro Utakata uciekł. Szczególnie podoba mi się ta końcówka, jest taka zwięzła, ale jednocześnie intrygująca i sprawia, że z niecierpliwością oczekuję na kolejny rozdział *.*
Hmpf, taki pożegnalny sex kiedy mama w domu? Mam nadzieję, że mają grube ściany xD
Pojawiła się pierwsza notka na moim nowym blogu:
wszystko-za-spojrzenie.blogspot.com zapraszam serdecznie ;D
Pozdrawiam, buziaki ;3
E ty, stara! Czytam, rozkręciłam się, myślałam, że będzie hentai, a tu koniec... Mogłabyś jakiegoś napisac w końcu. Trzeba się rozwijać XD.
OdpowiedzUsuńCo do notki, to jest na razie najlepsza. Serio, najbardziej mi się podoba. Ta jest świetna. No i ten klimat, który ja uwielbiam, dramat taki trochę ^^.
Zdanie: " Kolego znudziło ci się oddychanie prostym nosem?"... Hahahahahah kilka razy słyszałam to już chyba na treningach ^^.
Co do końcówki, to ta była najlepsza. Hmm... nie wiem jak to nazwac. Taka wyprzedzająca czas no i ogólnie no... Taka sytuancja, hemoglobina. Nie no końcówka jest świetna.
P.S. Wiedziałam, że ich rozdzielisz, wiedziałam XD Przecież nie może być cały czas super XD.
Hej ^^
OdpowiedzUsuńKisame taki trochę wariat. Pozwala sobie na takie odzywanie. Huhuhuh. xD
'Momochi w majtki się moczy' <33
Sceny zazdrości były super. Też chcę żeby ktoś był o mnie zazdrosny. ;_; No nieważne.
Szkoda, że się rozstaną, ale mam nadzieję, iż do siebie wrócą. Wrócą, prawda? :c
Jestem ciekawa jak rozegrasz tą wojnę. ^^
Też myślałam, że będzie hentai... a tu lipa.. Napisz kiedyś. ^^
Czytałam od samego początku do końca na jednym oddechu. Genialne, to po prostu było genialne! Uwielbiam Twój sposób pisania. Jak opisujesz Kirigakure to zawsze mam ciarki na plecach. Poza tym to ostatnie spotkanie Sheeiren i Utakaty... Poryczałam się. Tak piękne, a za razem tak smutne... Uch... ;u;
OdpowiedzUsuńCzekam na next i oczywiście zapraszam. ;3
Przeczytane ;D Świetny, wciągający rozdział :) ale to za chwilę...
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie za dedykację ;) al miało być z caps lockiem >.< Ja wiedziałam, że mnie oszukasz Łośku >.<
Dobra, a teraz do rzeczy ^^ Naprawdę wciągło mnie jak nic ;D Ta zazdrość Uakaty była urocza, a przemyślenia Sheeiren rozbrajające xD Czemu ona nie piszę tego opka? :P Walczyliby o jej serce xd
No masz, Kisame to się jakoś tam nie spodziewałam :P Dałaś tu całą rekinią rodzinkę :P Zabuzę, Kisame i Suigestu :P No tak, nie jesteś taka zła by ich rozdzielać, przynajmniej w tym opowiadaniu :P
Kurde, ale dałaś przy tym spotkaniu Sheeiren i Utakaty x) Wpędzasz ludzi w melancholię - wstydź się :P Nie no piękne to było, takie smutne... i pożegnalny seks :P Nie wybaczę ci, że nie opisałaś >.< Taka okazja kurde... bardzo dużego minusa masz ode mnie >.> nie żartuję...
Błąd tylko jeden zauważyłam :P Zamiast 'dookoła' było 'dokoła' nie powiem ci gdzie, sama se szukaj :P tak mszczę się :P Wiem, jestem bardzo dorosła xD
Dobra, ja czekam na następną, mrożącą krew w żyłach notkę ;)
Życzę weny i powodzenia :*:)
Rpzdział jest genialny! Cały wątek miłosny Utakaty i Shee bardzo mi się podoba. Nie jest przesadzony, bardzo fajnie się go czyta.
OdpowiedzUsuńWeeee, nowy rozdział *-*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno komentuję, nauka, rozumiesz ;___;
O Boże, Boże, Boże, strasznie jarają mnie te wykreowane przez Ciebie postacie (postaci?), zwłaszcza główne bohaterki. No są po prostu zajebiste, takie naturalne i boskie jednocześnie. Tak samo było z Dyarą, którą ubóstwiam <3
No szlag, musiałaś ich rozdzielić? Czy choć przez jakiś czas nie mogliby być szczęśliwi, no? ;__; Chociaż pomysł z tymi Dywizjami i wgl, to dosyć mi się podoba, no ale mnie jara niemal wszystko, co z wojskiem ;>
Wszyscy narzekają na brak hentai'a... No cóż, mi jego brak nie przeszkadza ;) Jak dla mnie opowiadanko straciłoby wtedy taki swój klimat, tak myślę. Za to to sformułowanie na końcu: "Ja również to wiedziałam i postanowiłam mu oddać to, co najważniejsze - całą siebie, bez wyjątku." to było świetne i to można czytać i czytać. Na wysokim poziomie, można rzec xd
Och, kocham klimat w tym opowiadaniu, naprawdę, nazwijcie mnie sadystką, ale taki właśnie ubóstwiam <3
No nic, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejną notkę ^^ Pisz szybko, błagam. Pozdrawiam ;3
Aaaa , czemu ja na tym zawsze płaczę , znowu łezka zakręciła mi się w oku. Niemożliwe , ja nie mogę się pozbierać. Czekam na trzeci rozdział z nadzieją ze pojawi się wkrótce.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie niekoniecznie z moim guście, ale chętnie zapoznam nowe treści.
OdpowiedzUsuńBlog bardzo interesujący dlatego obserwuję :)Będę wpadać :)
Pozdrawiam.
Kurczę! Ale się porobiło. I jeszcze idziesz tak fajnie z fabułą Naruto. Nie mogę się nexta doczekać.
OdpowiedzUsuńWidać, że nie zapowiada się zbytnio kolorowo... No cóż, szkoda mi Shee i Utakaty, bardzo polubiłam tę parkę, mimo, iż nie obnosili się zbytnio ze swoją miłością. Cóż, nie mam pojęcia co więcej napisać, więc biorę się za kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuń