poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział V


Miłość rodzi poświęcenie. 
Poświęcenie rodzi nienawiść. 
Nienawiść rodzi ból.

Zrobiłam całą playlistę dopasowaną do rozdziału.
Uszanujcie moją pracę, a nie pożałujecie ;)

Nagły wybuch przeszył powietrze, przerywając wypowiedź Hokage.

- Zaczęło się – jakby na zawołanie usłyszałam krzyki i jęki pierwszych rannych oraz odgłosy poruszenia w całym obozie – Mistrzyni, wiesz co robić. Postępujemy według planu – władca Konohy spojrzał poważnie na Ringo, na co ta skinęła głową i wskazawszy na nas ręką opuściła namiot. Rzuciłam przelotne spojrzenie Minato i wyszłam, skupiając się na czekającym mnie za moment zadaniu.

- Ludzie się rozpierzchli, macie ich ogarnąć. Ninja wiedzą, gdzie zostali przydzieleni, lecz nie wiedzą, kto nimi dowodzi, co jest już waszym problemem. Mykam z Jedynką na północny-zachód. Zabuza zarządzasz Pododdziałem Drugim, zmierzacie na zachód. Imai, razem z Raigą bierzecie Pododdział Trzeci i ruszacie na wschód. Kushimaru, twój jest Czwarty i spieprzacie mi stąd jak najszybciej na północ. Macie się nie spotkać, bo inaczej część planu Liścia pójdzie się kochać. Wszystko jest już w sumie omówione, nie mam zamiaru tłumaczyć wam nim więcej. Za dwa dni widzę was w Wodospadzie. Jeśli nie stawicie się do godziny osiemnastej, uznajemy was za martwych i ruszamy dalej. Macie atakować wszystkie jednostki wroga. Jakieś pytania? – jej monolog przerywały kolejne wybuchy i krzyki, co potęgowało we mnie dziwne uczucie otępienia. Gdy Ameyuri przydzieliła mi grupę, za jej plecami wyleciało w powietrze kilkoro ludzi i dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, po co tak naprawdę tu jestem oraz to, jaki ogrom odpowiedzialności ktoś nałożył na moje barki – widzę, że odjęło wam mowę – uśmiechnęła szaleńczo spoglądając na nas po kolei – ruszajcie i niech los zawsze wam sprzyja… - powiedziała i zniknęła w kłębie dymu razem z Kushimaru i Zabuzą.

Miałam wrażenie, że czas zwolnił, a ja tylko obserwowałam wszystko, co działo się wokół. Nie docierała do mnie śmierć innych, nie docierał do mnie zapach spalonych ciał, nie docierały do mnie dźwięki wybuchających bomb, bo byłam całkowicie ponad tym, zastygając w bezruchu z oczami wlepionymi w obóz Kiri.

Nagle poczułam zagrożenie. Jak przed chwilą w stanie ogarniającego mnie szoku miałam lekkie przeświadczenie bezpieczeństwa, teraz zanikało ono w dość szybkim tempie. Instynktownie wyjęłam z kabury wachlarze, zbijając lecące we mnie kunai’e. Przeciwnik jednak pobiegł w inną stronę, zostawiając mnie w spokoju. To oraz świadomość, że zaraz przez jeden nieostrożny ruch mogę zginąć obudziły mnie dość szybko.  Rzuciłam się biegiem do swojego obozu. Szok i początkowe niedowierzanie zastąpiła zimna kalkulacja i analiza taktyki wroga. Nikt chwilowo nie zwracał na mnie uwagi, a po emblemacie trupa, którego przed chwilą minęłam wiem już, że mamy do czynienia z Suną. Obserwując i w międzyczasie pilnując swojej głowy, wywnioskowałam tylko, że atakowali grupkami, nigdy pojedynczo. Skupiali naszych na jak najmniejszym terenie, po czym wykańczali techniką krótkodystansową. 

Z prawej strony zarejestrowałam nagły ruch. Wybiłam się do góry, omijając kulę ognia, dzięki której sekundę wcześniej mogłam skończyć, jak wiele shinobi przede mną. Zamachnęłam się wachlarzami, a w stronę wroga poleciało kilka powietrznych cięć. 

- Arghhh – gdy doleciały one do celu, mężczyzna skończył w kawałkach, a stać go było jedynie na wydanie ostatniego tchnienia. Nie miałam czasu odpocząć, odreagować. Nie miałam czasu myśleć nad tym, że właśnie zabiłam człowieka, a na każdej misji starałam się tego unikać. Nie poczułam nic, żadnych wyrzutów sumienia, choćby nawet cichego głosiku w mojej głowie podpowiadającego mi, że stałam się w tej chwili zabójcą bez skrupułów.
Ponowiłam bieg i po chwili znalazłam się przy pierwszym namiocie Kiri. Weszłam do niego, starając się, aby nikt mnie nie zauważył i usiadłam po turecku. Zamknęłam oczy i zaczęłam składać rękoma znaki:

- Tu Sheeiren Imai. Pododdział Trzeci ma porzucić swoje dotychczasowe działania i zgromadzić się na wschodniej granicy obozu – to jutsu pochłonęło całkiem sporo chakry, ponieważ najpierw musiałam wyłapać ludzi ze świadomością należenia do mojej grupy, a potem swój głos nakierować tylko i wyłącznie na nich, aby wróg nie wiedział co się dzieje oraz nie znał naszego położenia. Otworzyłam oczy i ponownie poczułam to, co przy ataku ognistej kuli. Odskoczyłam do tyłu, a w miejscu, gdzie przed chwilą siedziałam pojawił głaz, niszcząc namiot doszczętnie. Gdybym nadal tam siedziała, zdążyłabym już dołączyć do matki... Skup się Sheeiren!

Znów wyjęłam wachlarze, przecinając „sufit”. Wyskoczyłam w górę odbijając mnóstwo nadlatujących w moją stronę senbon. Skierowałam prawie wszystkie w stronę z której nadleciały, lecz ich właściciele byli na to przygotowani. Również mieli zamiar je odparować, lecz…

Zaczęłam nucić cichą kołysankę. Kiedyś nieszkodliwą piosenkę. Teraz morderczą melodię. Ruchy moich przeciwników stały się wolniejsze. Nie obronili się oni przed wszystkimi igłami, a nawet ich krzyk był opóźniony. Natychmiast do nich doskoczyłam i przez ułamek sekundy, zawahałam się. Świadomość, że są to w tym momencie bezbronni ludzie nie była dla mnie zadowalająca, lecz po chwili przypomniałam sobie słowa Riny: to jest wojna Shee, to jest wojna.

To zdanie przesądziło o ich losie. Wlałam w wachlarze chakrę ognia łącząc ją z wiatrem, a można nazwać to lekkim ułaskawieniem z mojej strony, ponieważ śmierć tej dwójki nadeszła szybciej. Nie przewidziałam jednak, że ich krew pryśnie w moją stronę. Gdy spuściłam wzrok i zobaczyłam na swoich rękach czerwoną ciecz, przez krótki moment znowu wpadłam w dziwny trans, patrząc, jak przelewa mi się przez palce.

BUM! Kolejny wybuch wydostał mnie z tego stanu. Potrzasnęłam głową i na powrót byłam zdolna do walki. Mijałam walczących żołnierzy, widziałam śmierć swoich ludzi, wiedząc, że już nigdy ich nie zobaczę. Nie zatrzymałam się, gdy koleżanka Mei – Terra – dostała sztyletem prosto w serce. Nie zatrzymałam się, gdy chłopak z mojego rocznika, który zdawał ze mną egzamin stracił głowę od cięcia kunoichi z Suny. Zamknęłam się na ten widok. Od zawsze było to moje koło ratunkowe.

Dlaczego? Bo nie ma tego, czego nie widzę.

Bez zbędnych przeszkód dotarłam na miejsce. Stało tam już około setki ludzi, którzy co jakiś czas odparowywali ataki wroga. Wzrokiem szukałam siostry, mając nadzieję, że jest ona w moim pododdziale, ale gdy tylko pojawiłam się obok, wszystkie spojrzenia przeniosły się na mnie.

- Imai-sensei! – chłopak, na oko czternastoletni podbiegł do mnie, z lękiem wypowiadając moje imię.

- Co chcesz? Szybko – pogoniłam go, nadal wypatrując Riny.

- Bo, bo mój tata – zaczął się jąkać – ja-ja nie wiem, gdzie on jest – wychlipał. Z całego serca chciałam pomóc temu dziecku, ale miałam związane ręce. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie wciąż napływali stojąc w kompletnym nieładzie, co bardzo mi nie pasowało. 

- Wracaj do szeregu Mały, nie mam teraz na to czasu – odpowiedziałam, a na mojej twarzy pojawiła się ulga, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk fletu.

- Ale-ale… 

- Powiedziałam, wracaj do szeregu. Ludzie giną. Tak było, jest i będzie. A ty jesteś żołnierzem Mgły i musisz dbać o to, aby żadne inne dziecko nigdy nie przeżywało tego, co ty teraz, zrozumiałeś? Mimo wszystko, twój tata musi być z ciebie dumny – lekko się schyliłam, aby być na jego wysokości. Chłopak wyprostował się jak struna, energicznie pokiwał głową i odszedł szybkim krokiem, nie odwracając się do tyłu. To piękne, jak łatwo można wmówić dziecku coś, co i tak nigdy nie stanie się rzeczywistością.

- Imai! – wstałam i odwróciłam się.

- Kurosuki – odparłam, widząc mężczyznę biegnącego w moją stronę.

- Czy to już wszyscy? – spytał, zatrzymując się obok mnie. Głośno dyszał, co lekko utrudniło mi zrozumienie go.

- Nie wiem. Co nie zmienia faktu, że musimy się stąd zbierać i to teraz – gdy wypowiedziałam ostatnie słowo, kątem oka zarejestrowałam nadlatującego kunai’a. Pchnęłam Kuroski’ego na ziemię, tym samym ratując go od oberwania w głowę. Wyjęłam z kabury wachlarze i od razu kontratakowałam. Stojąc w zachwianej pozycji walki, ponownie wykonałam kilka powietrznych cięć, lecz wróg skutecznie ich uniknął. Już miałam zamiar uruchomić kakkei genkai, gdy shinobi został porażony piorunem. Zerknęłam niepewnie na Raigę, który właśnie używając raiton’a, ukrócił życie mężczyzny. 

- Po jeden – mruknął i uśmiechnął się pod nosem. To my w jakąś grę gramy, że on mi tu punkty liczy? Cicho Sheeiren. Nie pora teraz na takie rzeczy.

- Oddział Trzeci w trzyosobowych kolumnach, naprzód! – krzyknęłam, wzmacniając swój głos aby stał się głośniejszy i nie patrząc za siebie ruszyłam na wschód. Oddział, pododdział… Chyba nie zrobi to komuś wielkiej różnicy.

Ludzie ustawili się i natychmiast podążyli za mną, co mnie niezwykle usatysfakcjonowało. Niezmiennie znajdowaliśmy się w lesie. Pomimo dość wczesnej pory, dookoła mnie nie było wcale tak jasno, co tylko utrudniało mi zadanie. Cały czas jednak rozglądałam się na boki. Wiedziałam, że ruszy za nami pogoń, to było do przewidzenia, lecz na chwilę obecną musieliśmy jak najszybciej oddalić się od starego obozu. Czułam na plecach oddech wroga, nieustannie bojąc się, że właśnie kieruję grupę ludzi na pewną śmierć prosto w pułapkę Suny. 

Biegłam, jak najszybciej potrafiłam. Słyszałam odgłosy walki za mną, lecz nie odwróciłam się. Gdybym to zrobiła, to możliwe, że nie byłabym w stanie ponownie biec. Martwiłam się o Rinę. Z mocno bijącym sercem gnałam przed siebie z nadzieją, że siostra depcze mi po piętach. Nie modliłam się tylko o jej bezpieczeństwo. Nie mam kontaktu z Utakatą i kompletnie nie wiem, co się z nim dzieje, a teraz nie mogę już uciec. Życie wielu shinobi jest teraz w moich rękach. 

- Raiga! – krzyknęłam, ponownie wzmacniając głos. Wskoczyłam na drzewo, a po kilku sekundach, mężczyzna pojawił się obok.

- No?

- Bierz połowę ludzi, rozdzielamy się. Tak dużą grupą nigdy ich nie zgubimy. Co chwilę, ktoś wyłamuje się z szeregu psując szyk i spowalniając resztę. Jesteśmy niedaleko małego miasta, nie pamiętam dokładnej nazwy, ale postaram się tam dotrzeć. Jeśli nam się uda, właśnie tam się spotkamy - popatrzyłam na Raigę i dodałam – i niech los zawsze ci sprzyja – miałam dziwne wrażenie, że więcej go już nie zobaczę… Odwróciłam się za siebie. To wszystko działo się tak szybko, za szybko… 

Widziałam wystraszonych ludzi, którzy wcale nie chcieli się tu znaleźć. Widziałam tych pewnych wygranej, nieustraszonych, lecz widziałam też tych przerażonych i zlęknionych żniwem, które zdążyła już zebrać śmierć. Czas na chwilę zwolnił, abym mogła widzieć jak ulatuje z nich życie. Abym obserwowała każdy zgon, abym słyszała każdy jęk, wołanie o pomoc, która nie nadejdzie… Do oczu napłynęły mi łzy, gdy kolejne dziecko padło trupem. Dziecięce marzenia i plany na przyszłość zostały pogrzebane przez czyjś kaprys. Nienawidzę cię, Yagura! Nienawidzę wioski, która wysyła prawie bezbronne dzieci na pewną śmierć!

To było dla mnie za dużo. Nie potrafiłam zamknąć się na aż tak wielką ilość nękających mnie obrazów. Lecz nagle przez ścianę makabrycznych dźwięków przebił się flet mojej siostry, a ja ocknęłam się, aby krzyknąć, ponownie modulując głos, żeby dotarł tylko do wytyczonych ludzi - Oddział Maskujący, Oddział Tropiący i Oddział do walki wręcz, podążacie w tym samym kierunku i macie rozbić obóz w najbliższym mieście. Chwilowo to Rina Imai będzie wydawać wam polecenia, ruszajcie!

Moi ludzie posłuchali od razu. Porzucili swoje pojedynki biorąc nogi za pas, uciekając. Dziesięć sekund, a zostałam sam na sam z ninja Suny, których było około trzydziestu. 

- Już jestem – mruknęła Rina, pojawiając się za moimi plecami. 

- Uciekaj – warknęłam, składając znaki i obserwując wrogów, którzy powoli nas otaczali. 

- Chyba żartujesz – fuknęła, zaciskając dłonie na flecie.

- Uciekaj! – krzyknęłam – jestem twoim dowódcą, to rozkaz – zamknęłam oczy, a z moich ust zaczęła wypływać głośna, śpiewana wysokim głosem melodia. 

- Niech cię szlag, Shee – szepnęła i odbiegła, zabijając po drodze dwóch shinobi.

Ja i wy. Wy i ja. Zostaliśmy sami w tej popierdolonej grze, którą jest wojna.

Moje ręce uciekły na boki, a klatka piersiowa powędrowała do góry. Głowa odchyliła się w tył, a wirująca wokół mnie chakra odbijała wszystkie ataki. Na ziemi utworzył się klucz wiolinowy – znak mojego klanu – wypuszczając z siebie nuty, wędrujące po podłożu. Było ich dokładnie tyle ile przeciwników, którzy zahipnotyzowani moją melodią stali w bezruchu, z zamkniętymi oczyma. Gdy każda nuta dotarła do swojego właściciela, skumulowałam największą ilość chakry, jaką byłam w stanie zgromadzić. Zaciskałam zęby z bólu rozsadzającego mnie od środka, lecz mimowolnie z mojego gardła wydostał się krzyk. W momencie gdy ucichł, shinobi wydali ostatnie tchnienie, a ja z wyczerpania upadłam na kolana. Nuty powróciły do mnie, klucz zniknął, a mój wisiorek zabłysnął bielą, parząc mi skórę i tym samym pogłębiając dawną już bliznę. 

Zaczęłam kaszleć, krztusząc się krwią, bo to jutsu jest bardzo wyczerpujące. Chwiejnie wstałam na nogi i rozejrzałam się po okolicy. To na pewno nie wszyscy, będzie ich więcej… Położyłam ręce na biodrach, dysząc. Złapałam się za brzuch, którym zaczęły targać konwulsje. Oparłam się o najbliższe drzewo głośno oddychając. 

Odwróciłam głowę w lewo, skąd usłyszałam odgłosy biegu. Zaklęłam pod nosem i wytarłam krew lecącą mi z ust o rękaw. Muszę chronić moich ludzi. Za wszelką cenę muszę dać im szansę na ucieczkę. Tam jest za dużo dzieci, które muszą przeżyć tę wojnę. Oparłam się plecami o pień, chcąc uspokoić szybki i nerwowy oddech. Wykorzystałam już dziś dużo chakry, więc muszę polegać na taijutsu z elementami żywiołów, kuso!

- Uciekli! – krzyknął jeden z shinobi Suny. Lekko wychyliłam się i naliczyłam pięciu wrogów. Wzięłam w dłoń wisiorek i pocałowałam go, chcąc, aby tak jak zawsze przyniósł mi szczęście. Już wcześniej wyciszyłam resztki swojej chakry, a jedynie co mi pozostaje, to użycie elementu zaskoczenia. Myśl, Sheeiren, myśl! Zamknęłam oczy w skupieniu. Po chwili otworzyłam je, wiedząc, co robić.

Z racji, że ci z piasku stali w kręgu, gadając bez sensu, miałam więcej czasu na wykonanie techniki. W lesie było wilgotno, co znaczy, że nie potrzebuję wody, aby stworzyć mgłę… W ciągu piętnastu sekund wokół mnie zrobiło się biało. Wrogowie zorientowali się, lecz o chwilę za późno. Potrafię poruszać się we mgle, jakby wcale jej tu nie było. Tysiące siniaków, zadrapań i urazów na treningach czy egzaminach opłaciło się. Wrogowie zaczęli się szamotać, nie widzieli nawet siebie nawzajem. 

Pierwszego załatwiłam po cichu. Podcięłam mu wachlarzem gardło. Złapałam jego już martwe ciało i ułożyłam na ziemi, aby wywołać jak najmniej hałasu. Znowu zabiłam, a najgorsze, że będę musiała zrobić to ponownie… Do drugiego podeszłam również powoli, aby po chwili wykonać te same czynności. Trzeci, którego sobie upatrzyłam stał do mnie przodem i miałam wrażenie, że wiedział, gdzie się znajdowałam. W ręku miał miecz, drugą ręką trzymając gardę. Przeskoczyłam nad nim, lądując za jego plecami, na co on od razu wykonał cięcie. Odskoczyłam w lewo, w prawo, do przodu. Za każdym razem śledziło mnie ostrze miecza. Demaskowała mnie również zadyszka, a przed oczami zaczęły pokazywać mi się gwiazdki. Znam swoje możliwości i wiem, że nie oznacza to nic dobrego. Cały czas odskakiwałam i myślałam nad tym, co mogę zrobić. Jeśli użyję chakry, mogę nie mieć sił na kolejne dwa pojedynki. 

A mam to gdzieś. Dam radę, zawsze daję.

Wzięłam do rąk wachlarze, w ułamku sekundy wlewając w nie chakrę ognia, aby zaraz połączyć to z wiatrem. Technikę wykonałam z odległości jakiś dwóch metrów, przez co mężczyzna nie zdążył nawet krzyknąć. Za to ja zdążyłam porządnie się zachwiać. Mgła opadała, mroczki w mojej głowie jedynie się nasilały, a miałam do pokonania jeszcze dwóch wrogów. Zaczęłam się cofać. Nie dam rady uciec…

Nie mogę walczyć z nimi wręcz. Jeśli mam ich zabić, pozostaje mi tylko kakkei genkai, które zabierze mi reszki chakry. Mam trzy wyjścia. Albo wyjdę i dam się zabić, albo umrę z braku chakry, albo ryzykuję skazując siebie na ogromny ból, z racji wyczerpania niebieskiej energii. Odpowiedź jest chyba wiadoma… Shinobi patrzyli po sobie. Nawet nie podeszli do martwych kompanów, nie próbowali ich ratować. I to jest to, czego nigdy nie mogłam zrozumieć…

Kolejna teoretycznie bez słów melodia wypłynęła z moich ust. Obiema rękoma złapałam się drzewa, opierając się o nie plecami. Z brakiem chakry, jest jak z brakiem tlenu. Czujesz, że umierasz. Najpierw ich unieruchomiłam, co poskutkowało następnymi strużkami krwi, lejącymi się z moich ust. Narządy wewnętrzne protestowały, pracując na maksymalnych obrotach. Ból był nie do zniesienia, a ja nie potrafiłam się dużej na niego skazywać. Jeśli mam zginąć, niech zrobią to oni, będzie mniej bolało… Przestałam śpiewać, upadając na kolana i gwałtownie łapiąc tlen. Pole mojego widzenia się powiększyło, co znaczy, że…

- To twoja wina! – krzyknęła kobieta z Suny. Myślałam, że mam do czynienia jedynie z mężczyznami…

- Tak! Ty zabiłaś naszych braci! – poparł ją towarzysz. Obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać już kompletnie. Ledwie widziałam dwie postacie przede mną.

- Zapłacisz za to, suko! – warknęła kunoichi, biegnąc w moją stronę z boo w ręku. Rozluźniłam łokcie i upadłam na ziemię, miałam dość. Dziesięć metrów, osiem, pięć, trzy… Nagle coś odrzuciło kobietę w bok, a ja zamknęłam oczy, nasłuchując.

- Arghh! – krzyk przeszył powietrze, a wszystkie okoliczne ptaki wzbiły się w powietrze, naśladując usłyszany przed chwilą krzyk. Zaczęłam cicho płakać. Ilu ludzi dzisiaj zabiłam? Ilu z nich nie miało możliwości obrony? 

- Oyeda! – odezwał się mężczyzna. Zamiast imienia kunoichi i głosu mężczyzny, usłyszałam swój krzyk i imię swojej siostry. Nie wiem, kto z nimi teraz walczy. Nie wiem, czy ja również nie skończę tak, jak oni. Ale czy to ważne? Zasługuję na śmierć. Stałam się prawdziwym obywatelem Kiri – zabójcą. Nie chcę tak żyć – Aaa! – krótki, urwany, męski krzyk i dźwięk ciała uderzającego o ziemię doleciał do moich uszu. Wyłapałam również odgłos biegu. Teraz moja kolej?

- Sheeiren, nic ci nie jest?! – ja znam ten głos, dobrze go znam – Shee, obudź się, proszę – poczułam czyjeś usta na swoim czole. Nie byłam w stanie zarzucić mu rąk na szyję, przytulić i powiedzieć, jak bardzo się cieszę, że tu teraz jest. Nie miałam siły, aby chociaż go dotknąć. Z trudem otworzyłam oczy, z których po chwili poleciały łzy. Utakata klęczał nade mną, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy, od jego oczu, za którymi tak bardzo tęskniłam – o Boże, żyjesz – położył głowę na mojej klatce piersiowej, wtulając się we mnie – przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, przepraszam – czy on … płakał? Chłopak, który nigdy nie kwapił się do zbytniego okazywania emocji, płakał? Uniosłam rękę, co wymagało ode mnie nie lada wysiłku i położyłam ją na jego głowie, na co on odwrócił twarz w moją stronę i uśmiechnął się lekko.

- Nic mi nie jest – wycharczałam, aby po chwili zanieść się kaszlem. Utakata podniósł mnie do pozycji siedzącej, abym się nie zakrztusiła, opierając mnie o swój tors. 

- Ćśśś – utulił mnie, obejmując rękoma. Już nie wytrzymałam. Pomimo bólu, który nie przestał mi towarzyszyć, rozpłakałam się.

- Zabiłam, rozumiesz? Zabiłam – wymówiłam przez szloch. Moje łzy wsiąkały w jego kombinezon, a on tylko siedział i przeczesywał moje włosy.

- Ale żyjesz, Shee. Tylko to się liczy – to były ostatnie słowa jakie usłyszałam. Zaczęłam powoli odpływać. Czułam jedynie, jak chłopak bierze mnie na ręce, wstaje i gdzieś odchodzi. Lekkie kołysanie tylko pozwoliło mi zasnąć.

*** 

Zakwasy po udanym treningu to nic w porównaniu do tego, co czułam teraz, a jeszcze nigdy nie doprowadziłam się do takiego stanu. Przetarłam dłonią oczy, siadając. Rozejrzałam się wokoło i za wiele się nie dowiedziałam. Byłam przykryta kocem, a pod głową miałam plecak. Nie czułam zimna, lecz … moment. Gdzie on jest?! Wykonałam szybszy ruch i od razu tego pożałowałam.

- Hej, hej, księżniczko. Nie szarżuj tak – jeszcze go nie widząc uśmiechnęłam się. Po chwili Utakata znalazł się obok mnie, biorąc za rękę – masz, wypij to – podał mi bukłak, na co ja puściłam jego dłoń. Do teraz nie wiedziałam, jak bardzo chciało mi się pić. Opróżniłam butelkę za jednym razem, na co chłopak ponownie się uśmiechnął.

- Spragniona? – mruknął i usiadł obok.

- I to jak – odpowiedziałam i oparłam się o niego, na co on zamknął mnie w uścisku.

- Nigdy więcej tak nie rób – szepnął. Z jeden strony ta sytuacja wydawała mi się ironiczna i głupia. Oboje wyglądaliśmy i brzmieliśmy, jak aktorzy rodem z opery mydlanej, gdzie wszyscy się kochają i co chwilę sobie to udowadniają, a efekt jest co najmniej kiczowaty. Jednak z drugiej czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie, co i tak kłóciło się z moim wewnętrznym „ja”, które zawsze potrafi znaleźć pesymistyczny akcent w najbardziej optymistycznym wydarzeniu. 

- Ale ja musiałam, zrozu…

- Nie musiałaś – przerwał mi w pół słowa, a to do niego niepodobne. Westchnął i oparł podbródek na mojej głowie – dla mnie – lekko się odsunęłam, aby móc na niego bez przeszkód patrzeć.

- Co masz na myśli? – na chwilę zapanowała między nami cisza, która nie przypadła mi do gustu. Słabo widziałam go w świetle księżyca. Ciekawe, która jest godzina i ile już przespałam. Shimatta! Muszę się zbierać! Co z moim oddziałem i Riną?!

- Jestem egoistą i oboje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę nie od dziś – moje myśli z powrotem wróciły do Utakaty. Czułam, że to będzie ciężka rozmowa.

- I?

- Proszę, daj mi skończyć – odparł, bawiąc się dłońmi. Co on chce mi teraz powiedzieć? Niech nie waży się mnie teraz zostawiać, bo mu nie wyba... – z początku nie myślałem „o nas” poważnie. Czasem ty przyszłaś do mnie, ja do ciebie. Było miło i tyle. Widziałem cię prawie codziennie z racji, że pracowaliśmy w jednej drużynie. Przyzwyczaiłem się do twojej obecności i traktowałem trochę jak rutynę – on naprawdę zaraz mi powie, że odchodzi. Tak to robią w tych filmach i tak samo będzie teraz.

- Chcesz mnie teraz zostawić?! Po tym wszystkim po prostu znikniesz?! – uniosłam się, uderzając go w ramię. Zaczęłam płakać, trzymając się za głowę.

- Kochanie, o czym ty mówisz? – moje ręce opadły, a ja spojrzałam na niego, jak na ducha. Jeszcze nigdy nie powiedział do mnie: kochanie. Teraz na odchodnym chce się jeszcze nade mną znęcać?! 

- Zawsze tak mówicie. Było wspaniale, ale sory, wybrałem inną ścieżkę życia! Wszystkie filmy się tak kończą! – krzyknęłam, krzyżując ręce na piersi. Spodziewałam się jakiegoś wybuchu, czy coś, ale… Utakata zaczął się śmiać, łapiąc się za brzuch – tak, jak myślałam! Cieszy cię moje cierpienie! Cieszy! A ja cię tak kochałam…

- Shee, o czym ty mówisz? – powiedział, nadal nie mogąc przestać się śmiać – ja tu szykuję najwspanialsze wyznanie miłosne, do którego od dawna się przygotowałem, a ty mi wyjeżdżasz z jakimś scenariuszem filmowym – na swoje słowa jego śmiech tylko się nasilił, a ja patrzyłam na niego, jak głupia. Czy on właśnie… Co?! 

- Eee? – przekrzywiłam głowę, spoglądając na niego, jak na idiotę. Yyyy… Przygotowania, scenariusz filmowy, wyznanie miłosne?!

- No tak – przybliżył się i pstryknął mnie w nos.

- Ej! Nienawidzę, gdy to robisz! – warknęłam, nadal analizując całą tę sytuację.

- Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać – uśmiech na jego twarzy rozprzestrzenił się do granic, a ja powoli zaczęłam rozumieć, co się tu dzieje.

- Możesz powtórzyć, do czego się przygotowywałeś? – zdaję sobie sprawę, że mam tendencję do wyskakiwania z rzeczami całkowicie nieadekwatnymi do tematu, ale w tym momencie to aż się prosiło o to pytanie. 

- Do wyznania miłosnego – powiedział pewnie, a chórek w mojej głowie właśnie robił takie wielkie: ahhh!

- A ono nie miało być najwspanialsze? – spoważniałam, patrząc na niego spod zmrużonych oczu. Pojęłam wagę tej sytuacji i jego wcześniejsze zachowanie, ale jednak moja wredna natura jest silniejsza.

- Eee, nie no tak, tak, najwspanialsze – zaczął się plątać, drapiąc po karku i spoglądając gdzieś w bok. 

- Hahahah - teraz to ja zaczęłam się śmiać, zapominając o bólu. Taka mowa z jego strony może się już nie powtórzyć. 

- Nie śmiej się! Ja tu się staram! – burknął ostentacyjnie odwracając głowę na bok, po czym sam również się uśmiechnął.

- Wiem, ale nie mogłam się powstrzymać – odparłam, przedrzeźniając go, na co lekko się podburzył. 

- A ja się teraz powstrzymam i nic ci nie powiem! 

- Ej, Utakata. Tak się nie bawimy.

- A właśnie, że bawimy. Nie zasłużyłaś sobie na moje wyznanie! – mruknął i odwrócił się do mnie plecami. Uśmiechnęłam się pod nosem i z trudem uniosłam się na kolana. Przybliżyłam się do niego, kładąc ręce na jego barkach, aby po chwili dotknąć ustami jego szyi. 

- Mhmm, jesteś okrutna – szepnął, gdy zbliżałam się z pocałunkami do jego ust.

- Właśnie za to mnie kochasz – mruknęłam mu prosto do ucha, na co on obrócił się, kładąc na ziemi i pociągając za sobą.

- W sumie, to nie potrzebujesz już tego wyznania – jedną rękę podłożył sobie pod głowę, nie odrywając ode mnie wzroku. 

- Jak to nie potrzebuję? – ściągnęłam brwi w geście sprzeciwu i wyprostowałam się w łokciach, co nie obyło się bez dodatkowej dawki bólu.

- Przed chwilą to powiedziałaś, po co drążyć temat – mruknął niby powierzchownie, odwracając głowę. 

- No chyba sobie kpisz – warknęłam, podnosząc się, aby położyć się obok.

- Z ciebie?

- Oczywiście, że ze mnie! – przez chwilę się nie odzywał, co wykorzystałam na wewnętrzną walkę ze sobą, żeby tylko się na niego nie rzucić.

- Shireeeeen – przeciągnął samogłoskę w odmianie mojego imienia, chcąc mnie zdenerwować – no Shireeeen, nie daj się prosić – już w wyobraźni widziałam, że powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Delikatnie dotknął mojego ramienia, zmierzając w górę.

- Zostaw mnie, pseudo romantyku – prychnęłam.

- Kto tu jest pseudo romantyczny? No chyba nie ja wyjechałem z tekstem o scenariuszu filmowym, w trakcie mojego cudownego, pełnego charyzmy przemówienia – zironizował, intonując głos i zabierając rękę. Przecież tak naprawdę nie chciałam, żeby ją zabierał. Czy faceci nie potrafią czytać między wierszami? To nienormalne, że gdy mówię „nie”, to znaczy „tak”?

- Po takie wyznania mogę iść do Ao. On na pewno bardziej by się wysilił – po tej wypowiedzi, czekałam na wielką scenę zazdrości. Utakata zawsze potrafi ją gdzieś wcisnąć, gdy wspominam o Ao, a teraz… Nie no, on chyba naprawdę mnie zostawi.

- To miało mnie ruszyć? – spytał, a jego gorący oddech drażnił skórę przy moim uchu. Mimowolnie przeszły mnie ciarki, lecz musiałam być twarda.

- W sumie, tak – odparłam, siląc się na spokojny głos.

- Bo ruszyło jak cholera – warknął, przyssawszy się do mojej szyi, aby zostawić tam czerwony ślad – jak jeszcze mam ci pokazać, że jesteś tylko moja, hmm? – robiło mi się coraz bardziej gorąco, a dodatkowo dreszcze co chwilę wstrząsały moim ciałem. Odwróciłam się do niego przodem, aby móc widzieć jego twarz.

- Nie pogardziłabym najwspanialszym, pełnym charyzmy wyznaniem miłosnym – uniosłam jedną brew do góry, czekając na odpowiedź.

- To idź do Ao – ponownie położył się na plecach.

- Nie denerwuj mnie Tuuya – warknęłam, podpierając się na łokciu. 

- Jak ja nie wiem, o czym ty mówisz…

- Wiesz, co? Ao jest za daleko. Jak wyruszę teraz, to niedługo będę na miejscu zbiórki, a tam czeka Raiga, który…

- Jaki kurwa Raiga? – Utakata zmrużył oczy, a moje alter ego właśnie wrzeszczało: oo tak! 

- Kurosuki, nie kojarzysz? – zatrzepotałam rzęsami, rozpinając pierwszy guzik bluzki. Ten krótki moment niedowierzania, przeradzający się we wściekłość starczył, abym znalazła się pod chłopakiem. 

- Do Ao, już się przyzwyczaiłem, ale nie przesadzaj, Shee.

- Wiesz, wystarczy, że odpowiednio się uśmiechnę i po spra… - zamknął mi usta swoimi, skutecznie mnie uciszając. Odruchowo zamknęłam oczy i przyciągnęłam go bliżej. On jednak spiął mięśnie, na co otworzyłam powieki, aby zobaczyć przed sobą ukochane, zamglone, brązowe tęczówki.

- Co ja mam ci jeszcze dziewczyno powiedzieć? – mruknął, opierając swoje czoło o moje tym samym drażniąc moją skórę swoim oddechem. Położył ręce po obu stronach mojej głowy, żeby być jeszcze bliżej. No dalej, dalej, chcę to usłyszeć.

- Długo jeszcze? – ostentacyjnie ruszyłam biodrami, czekając na ciąg dalszy.

- Wersja „kocham cię i oddałbym za ciebie życie” cię satysfakcjonuje? – złożył na moim policzku delikatny pocałunek, lecz nadal byłam niepocieszona.

- Nieszczególnie – mruknęłam.

- Czy ty możesz raz w życiu czegoś nie komentować? – zrezygnowany opuścił głowę, kładąc ją na moim ramieniu. 

- Nie dokończyłeś. Zwykle w takich momentach jeszcze mówisz: czy to zawsze do ciebie musi należeć ostatnie słowo? – czułam, że uszła z niego cała pozytywna energia, zamieniając się miejscem z irytacją. 

- Ehhh – westchnął rozluźniając się. Leżał na mnie, a trochę ważył, więc miałam już co najmniej jeden powód, aby coś powiedzieć. Dotknęłam jego podbródka i delikatnie podniosłam do góry. Utakata znowu oparł się na łokciach, patrząc na mnie z lekką urazą.

- Ja też cię kocham – powiedziałam, uśmiechając się. On nadal grał „poważnego gościa”, z kamiennym wyrazem twarzy, pytając:

- I?

- I oddałabym za ciebie życie.

 Obrazek wykonała moja koleżanka :D


Raiga

***
Ohayo :D
To chyba najdłuższy rozdział, jaki udało mi się napisać, a wszystko to za sprawą Akemii xd
Mam tydzień wolnego od szkoły, więc powinno ukazać się coś na Kyodai ^_^
Co do tej notki.
Myślę, że nie jest najgorsza, lecz zdarzały mi się lepsze. Z racji, że wszyscy kochamy Utakatę, wątek końcowy nieco mi się przedłużył. Nie macie mi tego za złe, nie? :D

Najważniejsza informacja dnia!
Moja mentorka po długiej przerwie powróciła do pisania.
Pomożecie jej odbudować reputację? ;>

Bywajcie!


18 komentarzy:

  1. Ranyyy serrio dobrze wychodzi ci opisywanie scen walk *.*
    Bardzo, bardzo realistycznie, bez problemu mogłam sobie wszystko wyobrazić.
    'Nie obronili się oni przed wszystkimi igłami' - tutaj te 'oni' jest zupełnie niepotrzebne
    'Z brakiem chakry, jest jak z brakiem tlenu. Czujesz, że umierasz.' To zdanie jakoś tak wyjątkowo mi się podoba, nie wiem w sumie czemu, ale ma coś w sobie.
    Nie spodziewałam się, że tak walniesz tu Utakatę, był przecież w zupełnie innej grupie nie? No i ciekawe czy Shee zdąży na to spotkanie przy Wodospadzie? W sumie całkiem sprytnym planem by było jakby to olała w cholerę i uciekła gdzieś z Utakatą, no ale Rina, rozumiem, że nie bardzo może ją zostawić xd

    Pozdrawiam, buziaki! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, on uciekł, gry zabił sensei'a. Przez cały ten czas się ukrywał, bo bal się konsekwencji...

      Usuń
    2. Dobra umknęło mi to xD

      Usuń
  2. Ludzie, nie obraź się na mnie ale czytając już któryś romans z rzędu to mi się rzygać che od tych przesłodzonych scen romantyzmu. Czasami mam ochotę pisać swoją wersję, gdzie zabiję jedno z nich, a drugie będzie wybijać wszystkich w poszukiwaniu zemsty *q*
    Ale początek mi się podobał *^* TYLE KRWI. Wiem, jestem sadystką :D
    A rozdział jak zwykle fajny ^ ^

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, będą się tylko zabijać!
      Koniec romansów!

      Usuń
    2. Nie no, całkiem nie trzeba, ale jak dzisiaj praktycznie na każdej przerwie widziałam miziające się pary, to aż od tej słodyczy mnie mdliło ._.

      Usuń
  3. Hu hu * w * Jakie piękne sceny walki. Oczywiście na początku i lekko pod koniec się pogubiłam i musiałam czytać jeszcze raz, ale uwierz, że było to przyjemnością. I krew * w * Mrawr. Lubię to ; 3
    Co to tego romansu itd... No słodko, aż za słodko i chyba muszę zjeść sól... Poważnie. ; 3 Chociaż ja lubię jak jest dużo krwi i morderstw, ale nie lubię jak mój ulubiony bohater sobie umiera przez głupotę, so... Mniejsza z tym ; 3 Głupoty gadam.
    No nic, co by tu... Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który ma szybko się pojawić. Rozumiemy się? ; >

    A właśnie! Ja tu do ciebie z przeprosinami! Tak dawno nie czytałam ( = nie komentowałam ) twoich prac, że aż mi głupio... Jakoś czasu nie miałam, a nauczyciele w mojej szkole są jak szerszenie. Rozumiesz o co chodzi? Albo jak bomba, jeden zły ruch i wybuchną razem z tobą. ; ( A to nie fajne.
    Do rzeczy - chcesz bym skomentowała każdy rozdział, czy to nie jest potrzebne?

    PS : Życzę weny i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, nie będzie miłości!
      Będą się tylko zarzynac!
      A nie pogardzilabym kolejnymi komentarzami ;3
      Bardzo chętnie je przyjmę, nawet , jeśli chcesz mnie tylko opieprzyc xd opisy w takim razie poprawie ;)
      Ale dobra, koniec romansów!
      Nie chcecie, to będzie tylko pot krew i łzy!

      Usuń
    2. Nie no Sheeiren nie chodziło mi, że masz całkiem usunąć romans. Lubię go! ; 3 Po prostu lekko ograniczyć, to wszystko. Oczywiście, że nie mają się zarzynać czy coś... Źle to ujęłam... Gomen.
      Oczywiście, postaram się w najbliższym czasie skomentować zaległości!

      Usuń
  4. A mi sie podobalo to romantyczne ujecie w takiej krawej rzezi walk i w ogole jakos tak jak promyczek sloneczka w ciemnym tunelu smierci beznadzieji i obojetnosci... Pisz jak.chcesz wierz mi podoba mi sie wszystko:-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty powinnaś wystąpić w filmie Kill Bill jako główna bohaterka :D Widzę, że lubisz dużo krwi :) Historia bardzo fajna i fajnie się czyta :) Najbardziej spodobała mi sie ta scena romantyczna ! Nie wiem czemu się ciebie czepiają -.- Mi się ta scena bardzo podobała i nie była przesłodzona :D Ja uwielbiam romantyzm *.* I jeszcze w takiej rzeźni to już jest mega!
    Dodaje do linków bo podoba mi sie twoje opowiadanie i czekam na następny Rozdział :) Powiadamiaj mnie jak możesz :)
    [in-world-of-darkness.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. Co powinna robić Amane? Czytać Pana pieprzonego Tadeusza. Co robi Amane? Zaczytuje się i zakochuje w opowieści o Sheeiren Imai … Jak nie zdam, to będzie twoja wina :D Nie no, nie, just kiddin ^^
    Co? Przesada z romantyzmem? Ahh, pierdolicie :3
    Mnie tam się bardzo podobała ta scena, wokół wojna, śmierć, krzyki, strach, a tutaj takie oderwanie się od tego wszystkiego. No i nie zapominajmy, że każdy się o Utakatę upominał <3 Poza tym, nie było żadnej cukierkowej przesady jak dla mnie, Sheeiren jeszcze trochę się z nim podroczyła, pożartowali sobie z siebie… tak akurat, takie scenki lubię czytać najbardziej <3 Serio, nie rezygnuj z nich, prrrroszę *-*
    Ojj… biedna Sheeiren, widać, że mimo iż jest dosyć twarda, to jednak wrażliwa na punkcie zabijania innych ;_; Okropnie mi jej szkoda, chociaż wiem, że to nie jest naprawdę xd No niestety, często się z bohaterami … zżyję… zeżewam… zżywam… no kurwa, każdy wie, o co mi chodzi :D
    Oh. My. God.
    Oh my fucking God. Jakim cudem ty tak zajebiście opisujesz sceny bitw, wojen i walk?! No jak?! Ja osobiście próbowałam kiedyś, ale to było do niczego niepodobne :O A u ciebie? Po prostu wszystko widziałam w wyobraźni, zupełnie jakbym oglądała film czy coś i w ogóle mnie nie nudziło, a to naprawdę nieźle, bo zazwyczaj w książkach na takich zasypiam xd Serio, jak dla mnie opisujesz to lepiej niż w niejednej książce :D Dobra, od dzisiaj jeśli będę pisać jakąś scenę walki (a że moja bohaterka jest w Armii, to raczej będę) to będę cię tak długo męczyć, aż się nie zgodzisz mi jej napisać xd
    No i ta muzyka… naprawdę, miałaś rację, bardzo pomaga :3 przy okazji kilka nowych utworów znalazło się na mojej mp3 *-* Pewnie sporo czasu zajęło ci stworzenie tej listy, dobranie kawałków itp., także, w imieniu wszystkich czytelników DZIĘKUJĘ :)
    Życzę weny i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohayo i arigato ;3
      Sceny walki mówisz? Wal śmiało. Tylko będę mogła pomoc, to to zrobię, ale to chyba już wiesz ;) no trochę siedzialam nad ta muzyka. Nareszcie ktoś to zauważył! Xd Pan Tadeusz? Cudem przeczytałam. Nudne jak cholera...
      Też nie wydaje mi się to przeslodzone, no ale coz. Opinia to opinia i każda jest ważna ;)

      Dziękuje za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  7. Nominowałam cię do "The Versatile Blogger Award". Więcej informacji na www.szkola-liscia.blogspot.com
    Pozdrawiam, Meaghan :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Shireeeen! Za tą romantyczną scenę to Cię kocham, no!
    Iiii... Utakata to zły gość (jak ja ^^), bo odważył się przekształcić imię Twoje/jej xd
    I wiesz co? Masz niezwykły dar opisywana krwawych scen - oddaj mi go :) Ja się chyba powtarzam, ale to nic - normalnie widziałam przed oczyma wszystko, co opisywałaś - a zwłaszcza latające szczątki ^^
    Jeżeli Rina jest choć trochę do mnie podobna, to zostawianie jej z oddziałem, w dodatku jako kapitan, to zły pomysł. Very bad idea, Shee' xd A dlaczego? Bo ja bym walczyła, a nie uciekała ;p
    To tyle,
    Pozdrawiam
    Trzymaj się,
    Weny,
    Obrazki w trakcie tworzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Eee fajnie. Kurde, gdzie hentai. Rozmawiałyśmy już o tym XD
    Tak czy inaczej ten rozdział chyba był najlepszy. Serio XD
    Najpierw te walki pełne dramatyzmu, który kocham i wielbię, a później ładny romantic, który nie powiem nawet mnie "zimnego kota" wzruszył XD
    w sumie jak bedzie i dramatyzm i romantic, to bedzie opowiadanie idealne. Co do Utakaty, to zazdroszczę Shee. Boże az nie wierze w to co ja pisze O.o
    Epic win. Rozwaliło mnie to. Mi to zawsze Edgar mówi XD
    Aaaaa i jeszcze ci cos powiem. robiłam ten gest dla ciebie i włączyłam podkład, a co! I dopasowałas to trochę, nie powiem, ze nieXD
    No to masz pisac dalej i przebić ten rozdział XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam u Ciebie zaległości, poprawię się w weekend obiecuje !:D
    w każdym razie jakbyś była zainteresowana to zapraszam na krótką notkę do mnie - lekkie oderwanie od sesji i jest efekt :)
    pozdrawiam i niedługo tu wracam:D
    ps. przepraszam, że się nie odzywałam przez gg - jak już wspomniałam mam sesje, trochę się stresuje, sporo uczę i nie narzekam na brak zajęć. Po sesji na pewno sie odezwe :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie ma to jak czytać rozdział jakoś około miesiąca po dodaniu.. Cała ja xD Ale lepiej późno niż wcale, czyż nie? :D
    Zacznę, więc od muzyki, jak zwykle świetnie dobrana, nadawała smaczku scenom walki jak i scenom miłosnym.
    Co do rozdziału, był pełen emocji. Świetnie opisałaś walki, jak i przemyślenia wewnętrzne Shee, aż można było poczuć samemu te emocje. Sceny wojenne były pełne dynamiki, co przyjemnie się czytało. Teraz przejdę do tych bardziej romantycznych scen :D Zachowanie Utakaty było przeurocze :D Szczerze mówiąc, lubię takie miłosne przekomarzania. ;)
    No nic, lecę czytać kolejny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń