Doceńcie
moją pracę nad muzyką.
Rozdział
nie został dodany wcześniej,
bo
pracowałam właśnie nad tym elementem notki.
Gdy ptaki
wzbiły się w powietrze, w całym obozie zapanowała cisza, a ludzie zastygli w
bezruchu, tępo wpatrując się w bramę wioski. Rzuciłam Orochimaru ostrożne
spojrzenie i zbliżyłam się do wyłamanej już po części bramy. Z całej siły
kopnęłam w drewniane wrota, które wyłamawszy się do końca z zawiasów, runęły na
ziemię, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Kichnęłam kilka razy, lecz pewnie
weszłam w chmurę pyłu, przekraczając mury.
Wokół
panowała ciemność i ograniczona widoczność, lecz nie przeszkodziło mi to, aby
ujrzeć zniszczone domy i ... trupy pod moimi nogami. Na ławce w małej altance
leżało ciało kobiety, która jeszcze za życia pewnie spokojnie czytała,
wnioskując po książce w jej dłoniach. Metr od niej na ziemi znajdowało się
ciało starca, który zmarł z laską w dłoni. Obok najprawdopodobniej dziadka,
leżała kilkuletnia dziewczynka, której blond włosy prawie całkowicie zabarwiły
się czerwienią, a niedaleko nich martwe dziecko może roczne, spoczywało w
huśtawce, która pod wpływem wiatru poruszała się wciąż w przód i w tył, wydając
charakterystyczny dźwięk. Nie chciałam widzieć więcej, bo już to starczyło, aby
coś we mnie pękło.
Wypuściłam z
ust powietrze, aby się uspokoić. Po chwili odważyłam się jednak unieść wzrok.
Powoli, powoli... Ale gdy tylko to zrobiłam, skamieniałam już do reszty. Cała
ulica, usłana była trupami. Właśnie zdałam sobie sprawę, że ta czwórka to tylko
nieliczni z setek, których mogę się spodziewać, jeśli tylko zapuszczę się
głębiej.
- Masz coś? -
doleciał do mnie krzyk Orochimaru. Ja naprawdę chciałam mu odpowiedzieć, lecz
nie byłam w stanie - Rinaaa! - coś zahaczyło o moją prawą stopę. Z opóźnioną
reakcją spojrzałam we wspomniane miejsce, a po chwili cała krew odpłynęła mi z
twarzy. To głowa jakiejś młodej kobiety turlała się w dół, z powodu nachylenia
terenu, dotykając jedynie mojej nogi - ty mnie nie słyszysz, czy tylko udajesz?
- warknął dowódca Konohy, machając rękoma, aby odpędzić od siebie kurz.
Otworzył oczy dopiero, gdy stanął obok mnie i tak samo jak ja zaniemówił.
W zasięgu mojego
wzroku znajdowało się może ze trzydzieści ciał: mężczyzna wygięty w
nienaturalny sposób oraz dziecko na jego plecach; kobieta z wałkiem kuchennym w
dłoni obok dziewczynki z pluszakiem w ręku; starzec bez nogi, zwisający z
szyldu przydrożnego baru; młoda dziewczyna za kasą w sklepie, z wbitym w plecy
nożem, czy chociaż mnóstwo innych mieszkańców Samarkandy z poderżniętymi
gardłami, obciętymi kończynami. Ci ludzie nie spodziewali się ataku. Musieli
być całkowicie nieświadomi, ponieważ już na pierwszy rzut oka widać, że nawet
się nie bronili. Zostali zaatakowani podczas codziennych zajęć, byli to tylko
bezbronni cywile... Zatkałam usta dłonią, gdy przed oczami pojawiła mi się
ponownie kobieca głowa. Spojrzałam się w lewo, gdzie ta nieustannie powoli staczała
się w dół.
- Mamy
problem - mruknęłam, nie mogąc wydobyć z siebie normalnego głosu.
- Doprawdy? -
warknął. Widziałam, że on też dość mocno zareagował na ten widok, lecz
troszkę inaczej niż ja. Mnie dopadł smutek i żal, jego wściekłość.
- Mam w oddziale
dzieci, nie mogę ich tu wprowadzić - odpowiedziałam, siląc się na opanowany
ton. Jestem dowódcą oddziału Wioski Krwawej Mgły, takie rzeczy nie powinny mnie
ruszać. Nie posiadanie sumienia też powinnam mieć już dawno opanowane…
- Nie masz w
oddziale dzieci. W oddziale masz żołnierzy - odpowiedział zgodnie z okrutną
prawdą, czego się w sumie spodziewałam. Nie powinnam zwracać uwagi na wiek
moich ludzi, lecz jest to silniejsze ode mnie. Nie potrafię się tym nie
przejmować - rozumiem, co masz na myśli, ale nic nie możesz zrobić. To wojna,
musimy się przyzwyczaić.
Usłyszałam za
sobą kroki, więc odwróciłam głowę za siebie, aby ujrzeć Suiren, a obok niej
Sakumo. Obydwoje byli wstrząśnięci. Oczy kobiety przypominały dwa spodki, a
usta Hatake cienką linię.
- Oddział
maskujący ma otoczyć wioskę mgłą ze wszystkim stron, chowając całą tę pieprzoną
dolinkę przed oczami gapiów, ma to wyglądać naturalnie. Nie pozwól wejść im na
razie do środka. Zostaw przy nich piątkę doświadczonych wojowników. Reszta ma
wejść przez bramę i dwójkami podążać za mną. W pierwszej kolejności ustaw
osoby, które potrafią przywoływać summony lub inne tego typu stworzenia. Wyślij
dwie jednostki zwiadowcze, niech patrolują teren. Nie możemy dać się zaskoczyć,
a mamy obowiązek atakować każdy oddział nieprzyjaciela. Idź - wyrzuciłam z
siebie rozkazy, coraz bardziej przyjmując do wiadomości wszechogarniającą mnie
śmierć.
- Zostaw
piętnastkę z Oddziału Długodystansowego razem z Kiri. Cała reszta zgodnie z
ustaleniami Kapitan Imai, ma się tu zaraz stawić w identycznym szyku, prócz
pięciu jednostek zwiadowczych, które razem z Mgłą, mają pilnować doliny. Ruszaj
- odezwał się Orochimaru, nieustannie patrząc w dal.
- Czy jesteś
pewien, że nasi ludzie będą tak skorzy do współpracy, aby walczyć z nimi ramię w
ramię? – spytał się Sakumo, rzucając mi niepewne spojrzenie.
- Nie, nie
jestem, ale każdego, kto sprzeciwi się rozkazowi, masz przyprowadzić do mnie.
Nie toleruję nieposłuszeństwa i mam nadzieję, że nie będę musiał tego w żaden
sposób udowadniać – odpowiedział zimno mężczyzna.
- Hai –
mruknął Hatake, znikając razem z Suiren za bramą. Chcąc zrobić miejsce swoim
ludziom ruszyłam niepewnie do przodu, a Orochimaru dołączył do mnie po chwili.
Cały czas, coś zawadzało o moje nogi, przez co często musiałam nad "kimś"
przeskakiwać lub "kogoś" omijać, czasem nawet na oślep. Robiłam
wszystko, aby tylko nie patrzeć w dół.
Ulica, którą
szliśmy była wąska, można nawet nazwać ją alejką. Pomijając kilka domków
jednorodzinnych z początku, cała reszta budynków to wysokie, dziwne kamienice,
które rzucały na nas ogromne cienie, tworząc dość mroczny klimat, szczególnie
teraz, pod wieczór. Towarzyszyły nam jedynie odgłosy wydawane przez ludzi
idących za nami i mój własny przyspieszony oddech, który na razie nie miał
zamiaru się unormować. Właśnie miałam się zatrzymać i mniej więcej policzyć
swoich żołnierzy, gdy ktoś pociągnął mnie w swoją stronę. Zareagowałam odrobinę
za późno, pozwalając złapać się w uścisk, lecz byłam wdzięczna jak się okazało
Orochimaru, który uratował mnie od niechybnego oberwania w głowę. Na miejscu,
gdzie przed chwilą stałam, leżało zmasakrowane ciało człowieka. Shinobi na to
natychmiast stanęli w pozycjach bojowych, a Suiren w mgnieniu oka znalazła się
za moimi plecami. Wpatrywałam się w trupa przez chwilę, lecz kątem oka
zauważyłam, że wszyscy patrzą się w górę. Uniosłam po chwili głowę i znów
miałam ochotę zwymiotować.
Na dachach
budynków zamocowane były haki. Zapewne miały się na nie nadziewać ptaki nisko
latające nad wioską, które potem można było zjeść - to jedna z metod polowania,
stosowana na terenach Kiri i okolic. Ich byt nie zdziwiłby mnie, gdyby
nie to, że na każdym haku wisiało co najmniej jedno ciało.
- Każdy niech
przywoła swoje potwory, zwierzęta, wszystko co ma, teraz - warknęłam.
- Wszyscy,
którzy mogą, mają użyć przywołania - krzyknął Orochimaru, aby ludzie mogli go
usłyszeć.
Nagryzłam
kciuka i przykładając dłoń do ziemi, mruknęłam:
- Mateki:
Genbusō Kyoku - trzy, wielkie potwory stanęły przede mną.
Normalnie
przywołuję je i kontroluję za pomocą fletu, lecz teraz same mogą o siebie
zadbać. Nie mam czasu, żeby jeszcze nimi się przejmować. Po chwili obok mnie
pojawiła się trójka potężnych węży Orochimaru. Obejrzałam się w tył i
spostrzegłam jeszcze lwa, panterę, cztery psy, niedźwiedzia i dwie małpy.
Cóż, armia marzeń to to nie jest, ale zawsze coś.
- Puśćcie
summony przed nami. Niech oczyszczają drogę, odgarniając trupy, natomiast małpy
i jeden z węży, mają zdjąć ciała z haków na dachach budynków i ułożyć je na
jednym stosie - krzyknęłam.
- Ssssss,
Oroś cóż to się sssssstało. Pozwalasz ssssssobą pomiatać, ssss? - największy z
trzech węży patrzył kpiąco w moją stroną, wijąc się niespokojnie.
- Nie dziś,
Manda. Rób, co karze dziewczyna - warknął Gad.
- Tak
jessssssst - syknął wąż i dołączył do innych zwierząt na przedzie, a my
ruszyliśmy dalej.
Nagle dopadło
mnie dziwne zmęczenie. Pięć godzin nieustannego biegu dało o sobie znać, a
moja psychika również była na skraju wyczerpania. Małpy, jeden z moich Doków –
może na coś się przyda - i wąż, zaczęły wdrapywać się na dachy i bez zbędnej
delikatności zrywać ciała z haków, a dźwięki tychże czynności wcale nie
pomagały mi się uspokoić. Ponownie bez słowa ruszyłam do przodu, a wojsko zaraz
za mną. Summony odgarniały ciała, więc nie musiałam już na szczęście niczego
omijać.
- Masz jakiś
plan? – Orochimaru zbliżył się do mnie i dyskretnie zadał mi pytanie, na które
wcale nie miałam ochoty odpowiadać…
- Zgadnij –
warknęłam, tak naprawdę będąc przerażona tym wszystkim.
- Zgaduję, że
nie – cała jego wściekłość zniknęła, a zastąpiła ją kalkulacja naszej sytuacji.
Mam nadzieję, że chociaż on coś wymyśli. Pierwotnie mieliśmy wejść do
Samarkandy i jako wojsko szukać tu schronienia, którego użyczyliby nam
mieszkańcy, lecz w obecnej sytuacji…
- Musi tu być
jakiś dziedziniec. Udajmy się tam, będzie tam dużo miejsca. Ludzie odpoczną, a
Suna nie powinna szukać nas w zmasakrowanej wiosce – westchnęłam – spóźniliśmy
się. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
- Niestety –
rzuciłam wzrokiem na ciała. Przełamując się w sobie, podeszłam do zwłok młodego
mężczyzny, leżącego najbliżej. Dotknęłam jego szyi, która była jeszcze ciepła.
- Wyprzedzili
nas może o godzinę. Kilkadziesiąt minut wcześniej mogliśmy ocalić im życie…
- Przestań –
parsknął – to nie ma sensu. Przewidywanie różnych wariantów przeszłości do
niczego nie prowadzi, a jedynie potęguje poczucie winy.
- Pogadacie
sobie później, mamy teraz gorszy problem – przerwał nam Sakumo, zatrzymując się
na zakręcie, do którego my jeszcze nie doszliśmy, ponieważ razem z Washibi wyprzedzili
nas, gdy rozmawialiśmy.
- On ma chyba
rację – potwierdziła Suiren. Po dosłownie pięciu sekundach skręciłam w prawo,
gdzie nasze summony już na nas czekały, nie widząc, co robić. Rozprzestrzeniała
się przed nami ściana zbudowana z trupów, ułożonych jeden na drugim.
- Nie no, to,
to już chyba żarty są – warknęłam. Zniknął smutek, zniknął żal. Teraz nie
znajdę już w sobie litości. Koniec z jakimkolwiek współczuciem wobec wroga.
Przez cały
czas ignorowałam zapach, który panował w Samarkandzie. Daleko tu było do
liliowych perfum, czy kuchennych aromatów, ale to nic w porównaniu z tym, co
będę czuła za chwilę. Po prostu nie radzę przebywać ze wściekłym członkiem
klanu Imai...
- Wszystko w
porządku? – rzuciła kobieta, patrząc się na mnie podejrzliwie.
- W jak
najlepszym.
- Musimy się
zatrzymać, żeby odgarnąć to, to coś – Hatake nie wiedział, w jaki sposób może
się wyrazić, więc jedynie gestykulował rękoma w przedziwny sposób.
- Ani mi się
śni – odparłam twardo i gdy całe wojsko zwolniło, przypatrując się ścianie, ja
lekko przyspieszyłam. Oni nadal szli, co jedynie było na moją korzyść –
pomyślałam, składając pieczęcie.
- Katon: Honō
no yōna suplesu! – krzyk wydobył się z mojego gardła, a zaraz po nim ognisty
strumień pognał przed siebie, tworząc sześcian plujący ogniem.
Wyrzuciłam
ręce przed siebie, a razem z nimi technika ruszyła do przodu. Na moim czole
pojawiły się kropelki potu, gdy ogień dotknął ściany, lecz nie poddawałam się.
Postępowałam krok za krokiem, tym samym wypalając wyrwę w ścianie. Gdy poczułam
brak oporu, anulowałam jutsu, a wtedy wokół mnie można było wyczuć jedynie swąd
spalenizny. Większość ludzi patrzyła na mnie z przerażeniem, lecz znalazła się
również garstka wyrażająca podziw. I co Ganryu, łyso ci? Niech tylko któryś
spróbuje podważyć teraz moje zdanie. Jedyne co nękało mnie wciąż i wciąż,
to wizja śmierci shinobi, odpowiedzialnych za Samarkandę, a to tylko napędzało
mnie do działania
– Idziecie,
czy mam wysłać wam specjalne zaproszenie pocztą?! – krzyknęłam przez ramię,
ścierając pot z czoła, gdyż temperatura podskoczyła do góry o co najmniej
kilkanaście stopni.
- A jednak
pogłoski o Kiri są prawdziwe - powiedział Orochimaru, zbliżywszy się do
mnie.
- Konoha też
nie trzepie portkami ze strachu. Czyżbyście był przyzwyczajeni do takiego
widoku? - parsknęłam ze złością. Wiem, że pił do naszych metod nauczania i
ogólnie stylu życia, ale może właśnie tak ma być? Muszę wyzbyć się tego
pieprzonego sumienia, wszystko będzie wtedy łatwiejsze.
- Załączył ci
się cięty język? - fuknął.
- Bardzo
możliwe - po tym zamilkłam na chwilę, próbując wyrzucić z głowy niepotrzebne
myśli - naprzód, nie mamy całego dnia! – krzyknęłam. Większość z tyłu
pewnie mnie nie usłyszała, lecz to już ich problem, pójdą za resztą.
Wypaliłam
jedynie część ściany. Wyrwa w szerokości osiągnęła może z pięć metrów, a
kolejne dziesięć po bokach nadal stało, więc przechodząc przez ten tunel połowa
głowy, kawałek ręki, czy wystająca noga, to nic nadzwyczajnego.
- Więc
wiadomo co w końcu robimy? - Gad nie dawał za wygraną i nadal mnie męczył. Z
irytującego i dość miłego człowieka, zmienił się w oschłego i zimnego kapitana,
który nie nadawał się na dobrego towarzysza do rozmowy.
- Jeden z
moich Doków, który ruszył przodem znalazł dziedziniec, jesteśmy już niedaleko -
mruknęłam.
Samarkanda
jest dziwnie zaprojektowana. Przy bramie mieliśmy trzy możliwości drogi:
prosto, lewo i prawo. Poszliśmy prosto i od tego momentu nie mieliśmy
możliwości zmiany ścieżki. Cały czas otaczały nas wysokie kamienice, jakby
zlane w jedną, ciągnącą się bez końca. Nigdzie nie było trawy czy zieleni,
pomijając jednorodzinne posiadłości na początku. Wszędzie tylko te pieprzone
kamienice i haki na ich dachach... Minęliśmy kolejny zakręt, a mi coraz
bardziej się wydawało, że znajdujemy się w jakimś labiryncie, krążąc teraz w
kółko.
- Nie wydaje
ci się, że już mijaliśmy to miejsce? - odezwałam się do Orochimaru.
- Właśnie
miałem zamiar ci o tym powiedzieć – mruknął, rozglądając się na boki.
- Widziałam
już tę kobietę - wskazałam na zwłoki nabite na pal, służący do przywiązania
chociażby konia.
- A ja tego
mężczyznę - kiwnął na doszczętnie spalonego trupa, leżącego przed wejściem do
klatki schodowej.
- Coś tu jest
nie tak.
- Wiem -
odpowiedział, sprawdzając czy jego miecz znajduje się w kaburze. Czyli spodziewa
się walki... Po dziesięciu minutach zauważyłam kolejne charakterystyczne
zwłoki, które mijaliśmy już co najmniej drugi raz.
- Już tu
byliśmy - szepnęłam sama do siebie.
- Ta
informacja zmieniła moje życie - warknął Gad - przecież widzę.
- Masz zamiar
tak się do mnie odzywać, to zabieraj swój oddział i znikaj mi z oczu -
syknęłam.
- Żebyś
wiedziała, że tak zrobię - już miał się odwracać i zacząć wydawać rozkazy, gdy
odezwał się Sakumo.
- To
niemądre. Ludzie już też zorientowali się, że jesteśmy w genjutsu, a
rozdzielanie się w takiej sytuacji nie jest najlepszym pomysłem...
- Dam sobie
radę sama. Łaski bez!
- Ja również!
- Przestańcie
zachwycać się jak dzieci, żołnierze patrzą! - wytknęła nam Suiren.
- Dobra,
sojusz - ciężko przeszło mi to przez gardło. Nie miałam siły na kolejne
sprzeczki, a dobre chęci już dawno ze mnie wyparowały.
- Niech
będzie... - znów niechcący zatrzymaliśmy wojsko, które nie potrzebowało już
nawet rozkazów.
- Chodźmy
dalej.
- A niby po
co? I tak chodzimy w kółko.
- A co, mamy
siedzieć na tyłku, ewentualnie liczyć trupy?! Nie załamuj mnie.
I znów w
ciszy ruszyliśmy. Straciłam kontakt z moim Dokiem, który dotarł na dziedziniec,
czyli w technikę musieliśmy wpaść niedawno. Przy nas zostały jedynie lew,
pantera, psy, dok i dwa węże. Nagle z mojego brzucha wydostało się głośne
burczenie, na co Orochimaru rzucił mi jedynie pogardliwe spojrzenie. W sumie
dawno nic nie jadłam.
Kolejna
godzina minęła nam na zwiedzaniu labiryntu. Tak naprawdę to nie
chodziliśmy w kółko. Choć oświetlało nam drogę tylko światło księżyca
zauważyłam to, rejestrując co jakiś czas te najbardziej makabryczne zgony i
znalazłam tu pewną logikę. Wiedziałam, że za zakrętem ujrzę dziecko w rowie
melioracyjnym, a po kilkunastu metrach natknę się na kobietę bez głowy, siedząca
a wózku. Częstotliwość tych widoków była różna, więc te zgony mieszały się,
upewniając mnie, że nie chodzimy po kole. To wszystko już mnie nie przerażało,
nie wywoływało odruchu wymiotnego. Do wszystkiego można się przecież
przyzwyczaić.
- Wyłapałam
tu już pewien cykl, ale nie wiem, co robić z tym dalej – mruknęłam. Przecież
nie możemy tu utknąć... Muszę coś wymyślić!
- Ja też -
odparł Gad – lecz nigdy nie specjalizowałem się w iluzji. Gdybyśmy tylko mieli
kogoś z Uchihów...
- No przecież
mamy - Sakumo wyglądał na wyciągniętego z transu psychopatę, co tylko utrudnia
mi zadanie traktowania go na poważnie.
- Co? –
mężczyzna szerzej otworzył oczy.
- Fugaku
Uchiha szwęda się razem z Narą gdzieś na końcu.
- Mam przy
sobie najlepszego stratega i praktycznie mistrza iluzji, a ty informujesz mnie
o tym dopiero teraz?! - wydarł się Orochimaru.
- Dołączyli
do nas niedawno, jako członkowie Oddziały Trzeciego. Mają służyć za wsparcie,
przecież napisałem o tym w raporcie - Hatake na pewno nie wyglądał na osobę
przestraszoną. Wręcz przeciwnie bronił swojego stanowiska, wkurzając tym samym
Gada, czym zyskał u mnie plusa.
- Natychmiast
ich tu sprowadź - wytknął kapitan, nie komentując ostatniego zdania Hatake.
Nie minęła
minuta, a dwóch wysokich postawnych mężczyzn pojawiło się obok nas na przedzie.
Obydwoje byli cholernie poważni. Jeden, długie włosy spiął w sterczącego na
głowie kucyka, a drugi całkiem przystojny, pozostawił czuprynę w nieładzie.
Prezentowali się dość dobrze, a ja ponownie poczułam się jak gówniara. Przecież
są to doświadczeni, dorośli shinobi. Może niewiele starsi ode mnie, ale na
pewno mieli za sobą jakieś szkolenia. Bawię się w dowódcę, nie chcąc się
zbłaźnić przed własną wioską. Ameyuri, zabiję cię…
- Coś się
stało? – spytał ten z kitką.
- A i owszem
– odparł Orochimaru, po czym wziął ich na stronę. Niestety wyłapałam jedynie
kawałki rozmowy…
- Tak też to
zauważyłem. Coś ... Tak, tak, ale... - wszystko zagłuszał cholery wiatr, który
chwilowo wyjątkowo działał mi na nerwy. Po może dwóch minutach, Gad odwrócił
się do mnie, po czym skinął palcem.
- I? –
podeszłam bliżej i spytałam się, gdy wydałam rozkaz o planowanym już postoju.
-
Suiren i Sakumo, zostajecie. My razem z Uchiha, Narą i Riną idziemy coś
sprawdzić - uniosłam brew do góry. On teraz wydaje polecenia? Nie podoba
mi się ten układ...
- Zrób to, co
powiedział – mruknęłam jednak do Suiren, która kiwnęła potwierdzająco głową.
- Idziemy –
zarządził Orochimaru, a ja uspokoiłam kobietę dłonią i ruszyłam za
mężczyzną.
Washibi to
dziwna osoba. Z reguły opanowana i spokojna, lecz czasem skumuluje w sobie dość
specyficzne pokłady złości i często w nieodpowiednim momencie je z siebie
wyrzuca. Miałam z nią kilka misji, więc nie jest mi całkowicie obca. Na chwilę
obecną tylko Ganryu miał jakiekolwiek zażalenia na temat mojego stanowiska, a
dziewczyna nie narzeka i wypełnia moje rozkazy, co bardzo mnie cieszy, bo daje
mi tym samym wsparcie, choć może sobie z tego nie zdawać sprawy. Dobrze, że nie
musiałam jej mówić, aby była przy mnie cały czas, jako straż przyboczna, czy
coś w tym rodzaju. Czułabym się wtedy głupio, czyniąc jej jakieś aluzje.
Wystarczyło nam jedynie kilka spojrzeń, aby bez problemu się dogadać. Nie wiem
czemu, ale Suiren szybko zyskała w moich oczach, a ja dałam jej trochę władzy,
właściwie bez powodu. Muszę się z tym pilnować…
- Możemy już
spokojnie porozmawiać. Nazywam się Shikaku Nara, a to Uchiha Fugaku –
przedstawił się mężczyzna w kitce, a drugi jedynie skinął głową. Dreszcz
ekscytacji przebiegł mi po plecach. W końcu coś zaczynało się dziać, coś w czym
ja miałam udział.
- Rina Imai,
Kiri-gakure.
- Chciałbym
tylko nadmienić, że nie są to informacje, którymi chętnie się dzielę. Poza
Konohą, szczególnie – chłodny głos Fugaku przyprawił mnie o gęsią skórkę, a
spojrzenie również dorzuciło swoje pięć groszy.
- Streszczaj
się, nie mam czasu na twoje wywody, Uchiha – warknął Orochimaru, który chyba
również miał dość tego wszystkiego.
- Tak jest –
zironizował, za co został obdarowany jedynie pogardliwym spojrzeniem. U nas w
takiej sytuacji pewnie czekałaby go chłosta… - każde genjutsu ma swoiste
epicentrum, a to w którym jesteśmy jest dość niespotykane. Cały problem ogólnie
polega na znalezieniu go i przerwaniu odpowiedniego dopływu chakry. To jak z
rozbrajaniem bomby i przecinaniem poszczególnych kabelków – westchnął –
znalazłem przed chwilą to epicentrum…
- I? –
pogonił go zniecierpliwiony mężczyzna.
- Nigdy nie
widziałem genjutsu na taką skalę – powiedział lekko zamyślony.
- Co masz na
myśli? – spytałam, nie będąc do końca pewna o czym rozmawiamy.
- Cała
Samarkanda to środek genjutsu. Technika jest ogromna. Obejmuje całą dolinę i
jeszcze pewnie wiele, wiele więcej. A najgorsze jest to, że szukamy epicentrum
epicentra, bo taką siłę posiada jutsu – w momencie, gdy Fugaku zakończył
wypowiedź, z klatki schodowej niedaleko nas wybiegło kilka psów. Piana toczyła
im się z ust, a głośne warczenie również dało o sobie znać – to tylko iluzja,
nic wam się nie stanie! – krzyknął, gdy psy już skoczyły w naszą stronę. W
mgnieniu oka, wyrzuciłam przed siebie senbon, lecz ktoś mnie uprzedził, bo
nagle nie wiadomo skąd, zwierzęta podczas skoku upadły na ziemię. Przez chwilę
wiły się w konwulsjach, aby po kilku sekundach zesztywnieć i zdechnąć z
otwartymi oczami. Myślałam, że to moja broń je unicestwiła, ale byłam w
ogromnym błędzie…
- A co
mówiłem… - mruknął Uchiha, marszcząc brwi.
- Nie będą
warczały na mnie psy, które choć nie mogą mi nic zrobić, denerwują mnie. To
starczy, abym mógł je unicestwić – odpowiedział Gad, strzepując „brud” z rąk.
Dopiero teraz zauważyłam małego węża, który przyssał się do szyi jednego z
psów. Jad zabił zwierzę natychmiast… W starciu z tym człowiekiem nie miałabym
szans.
- Coś
zaburzyło technikę – Fugaku odsunął się od nas, dłońmi składając pieczęcie.
- Myślisz, że
to przez niego? – spytałam.
-
Zdecydowanie tak – odezwał się Nara – nie jestem ekspertem od iluzji, ale
posiadam na ten temat jakieś blade pojęcie. Czytałem kiedyś w starych zapiskach
o technikach podzielonych na części, tak zwane „techniki iluzji podziału
cienia” – popatrzył na nas, a gdy nie doczekał się zrozumienia, kontynuował –
mówię o tym, że tak jakby „serce” tej techniki było w kawałkach. Mylne wrażenie
epicentrum o którym wspominałeś – wskazał na Uchihę – jest charakterystyczne
dla tego rodzaju genjutsu. Nie wdając się w szczegóły, epicentrum jest czymś
żyjącym: człowiekiem, zwierzęciem, czymkolwiek. Dokonało ono podziału cienia,
przez co wydaje nam się, że technika sięga tak daleko, lecz to tylko jedna,
sklonowana istota, którą trzeba unicestwić. Miejmy nadzieję, że mamy do
czynienia tylko z psami.
Nagle wokół
nas pojawił się biały, duszący dym. Zaczęłam kaszleć, zamykając oczy.
Automatycznie wszyscy cofnęliśmy się do tyłu, a bronie już od kilku sekund
spoczywały w naszych dłoniach.
Jeśli
jakimś dziwnym trafem,
tamta
playlista się jeszcze nie skończyła,
sami
zakończcie jej żywot i wejdźcie w tą.
- Hahahhaha!
– piskliwy dźwięk przeszył powietrze, na co skrzywiłam się dość porządnie.
Prawie nic nie widziałam, a ze wszystkich stron uderzał we mnie ten szyderczy
śmiech – dzieci kochane! – otworzyłam oczy na ten krzyk i ujrzałam wielkie,
czerwone ślepia. Natychmiast rzuciłam w tę stronę kilka senbon, lecz na nic mi
się to zdało – dzieci! Hihihihhi – znów ten rechot. Nerwowo rozglądałam się
dookoła, ale w zasięgu wzroku miałam jedynie Orochimaru, który z zaciętą miną
wpatrywał się w monstrum – Rozwiązaliście zagadkę! Hahahaha! – biały dym szybko
zaczął opadać, a przed nami wyłoniła się ogromna marionetka w kształcie klauna,
z krwiście czerwonymi oczami – Babci Chiyo kończy się chakra, więc postanowiła
uwolnić was z tego, małego światka. Gdyby nie to, dawno już gryźlibyście ziemię
od spodu – po jego twarzy spłynęła jedna czarna łza w geście smutku, a
czerwona czapeczka na głowie oklapła – więc cieszcie się wolnością, drogie
dzieci! – w tle ni stąd ni zowąd zaczęła grać cicha melodyjka, bardzo podobna
do melodii pozytywki, którą dostałam na szóste urodziny – nie będziecie mieli
kolejnej szansy! Tylko nasze wyczerpanie dało wam jeszcze możliwość życia.
Gdyby nie to, w całej Samarkandzie byłyby tysiące takich milusich pupilków –
łza i czarny ślad po niej znikły, a szatański uśmiech znów powrócił na twarz
klauna – Suna nigdy nie daje następnej szansy… - oczy marionetki stały się
bardziej krwistoczerwone, a dym znów zaczął się powoli pojawiać – czujcie się
nagrodzeni. Tylko nasza chwilowa niedyspozycja jest powodem, dla którego
jeszcze żyjecie – muzyczka stawała się coraz cichsza, a sam klaun znikał w
białym dymie – żegnajcie wrogowie. Mamy nadzieję, że nie jest to ostatnie nasze
spotkanie… - pożegnał nas szyderczym śmiechem i dźwiękiem dzwoneczka,
przyczepionego do czapki.
Marionetka
zniknęła, po dymie nie było śladu. Stałam jednak twardo w miejscu, bojąc się
ruszyć. To Orochimaru jako pierwszy podszedł bez słowa do miejsca, gdzie
pojawił się klaun.
- Nic tam nie
znajdziesz – powiedział Fugaku, na którego jak widać przedstawienie podziałało
– to była iluzja w iluzji.
- Coś takiego
istnieje? – spytałam zdziwiona.
-
Najwyraźniej – odparł Shikaku, rozluźniając ręce.
- Więc gdzie
jesteśmy teraz? Według klauna technika została anulowana, lecz nie widzę, aby
cokolwiek się zmieniło, prócz tego, że niebo jest jaśniejsze – mruknęłam,
chowając flet.
- Nie wiem,
ale wspomniałaś, że twój Dok jest na dziedzińcu. Namierz go, a pójdziemy w tę
stronę – Nara rzuciwszy tę inteligentną uwagę, najnormalniej w świecie, leniwym
gestem poprawił sobie naramienniki. Zamknęłam oczy i złączyłam dłonie, starając
się wyczuć chakrę mojego Doka. Po niecałych dziesięciu sekundach znałam już
kierunek, w jakim mamy zmierzać.
- Więc
chodźmy – powiedziałam nieco głośniej, ruszając przed siebie. Trójka mężczyzn
ruszyła za mną, bez słowa sprzeciwu. Bardzo szybko mi zaufali. Po prostu poszli
za mną, gdy powiedziałam, że wiem, gdzie znajduje się dzieciniec. A może tylko
mam tak myśleć i tak naprawdę mają pochowane sztylety w ukrytych kieszonkach w
pogotowiu?
Kamienice
nadal były szare i połączone ze sobą, lecz po minucie marszu, w końcu
trafiliśmy na skrzyżowanie, gdzie skręciliśmy w prawo, a na kolejnym
rozwidleniu dróg w lewo. Wszędzie były rozczłonkowane ciała, w najróżniejszych
pozach. Intryguje mnie osoba, którą klaun określił jako „babcię Chiyo”. Kim
jest ta kobieta i czy Samarkanda to jedyne jej dzieło? Marionetka w sumie
wypowiadała się potem w liczbie mnogiej, lecz miała pewnie na myśli wioskę.
Babcia Chiyo, babcia Chiyo, ja ją jeszcze kiedyś dopadnę.
- Chyba się
zbliżamy – powiedział Shikaku, sennie przecierając oczy. Zgadzałam się z nim.
Wszystkie zwłoki z tej alei zostały odgarnięte, a odgłosy dość sporego
zbiorowiska ludzi, zaczęły do nas w końcu dochodzić.
- Yhym –
odparłam, lekko przyspieszając. Po jakiś trzech minutach trafiliśmy na ostatnie
skrzyżowanie, gdzie skręciliśmy w lewo, tym samym pojawiając się na dziedzińcu
o kształcie prostokąta, wchodząc tak jakby od strony rogu.
Byliśmy
brudni i zmęczeni. Wywołaliśmy niemałe zamieszanie, bo wszędzie słychać było:
to oni, to oni. Nie za bardzo wiedziałam, o co się to wszystko rozchodzi, lecz
po prostu jak najszybciej chciałam znaleźć Suiren, mój namiot i materac.
Kiwnęłam głową na swoich dotychczasowych kompanów z zamiarem odejścia do swoich
ludzi.
- Jakieś
plany? – spytał Orochimaru.
- Nie,
teraz ty baw się w dowódcę – mruknęłam sennie, po czym mozolnie powłóczyłam
nogami w kierunku naszych namiotów.
Nie miałam
problemu z odróżnieniem Kiri od Konohy, bo nasz obóz wyglądał zupełnie inaczej.
Weszłam więc pomiędzy pierwsze namioty, a ludzie przyglądali mi się z
ciekawością. Wyłapałam w tym tłumie mnóstwo dziecięcych twarzy, co oznacza, że
Oddział Maskujący znalazł się już w mieście. Wokoło było już mnóstwo śmieci, a
nie nazbierały się one przez dziesięć, czy piętnaście minut, bo przecież
dokładnie tyle nas nie było – dość dziwne…
- To
Imai-sensei, to Imai-sensei – te szepty zaczęły mnie irytować, ale już nie
chciałam marnować energii na bezsensowne darcie się. Przystanęłam na chwilę,
zastanawiając się. Przecież nawet nie wiem, gdzie jest mój namiot, to gdzie ja
do cholery idę…
- Rina! –
krzyk napłynął do mnie zza moich pleców. Odwróciłam się, aby wpaść w czyjeś
ramiona.
- Mangetsu?!
– moje oczy praktycznie wyskoczyły z orbit na widok uśmiechniętego chłopaka.
- I ja!
- Sheeiren?! –
coś ważnego mnie chyba ominęło. Ale, że jak, kiedy, co?!
- Musimy ci
chyba sporo wytłumaczyć – siostra uśmiechnęła się, lecz ja już zamykałam
powieki. Ktoś coś do mnie mówił, ale czułam tylko, jak zostaję wzięta na czyjeś
ręce, a ostatnie co usłyszałam to śmiech Shee i słowa: taka pseudo romantyczna,
a w ramiona facetowi sama wpada…
***
Jeśli ktoś
nie zrozumiał zakończenia, nie orientując się za bardzo w sprawie, jaką jest
genjustu. Nasi bohaterowie zostali złapani w iluzję. Dla nich całe zajście
trwało kilka minut, a tak naprawdę minęło kilka godzin.
Mateki:
Genbusō Kyoku – technika, przywołująca Doki. Komenda różni się od jutsu
podstawowego - Kuchiyose no Jutsu - nie jest to błąd, a moja świadoma decyzja.
Katon: Honō
no yōna suplesu! – Ognista Przestrzeń
***
Ohayo!
Tak
wiem, nie bijcie. Długo nie dawałam znaku życia, ale to przez szkołę i
treningi, przysięgam!
Notka
jest ... smutna, lecz to było zaplanowane. Pierwotnie wątek Samarkandy miał być
jedynie krótkim wydarzeniem, gdzie nasze wojsko zatrzyma się na noc, a wyszło z
tego... To jest tak, jak za dużo pisze się z Riną przez GG.
Nie
wiem, kiedy się odezwę. 13 lipca wyjeżdżam na Ukrainę, aby do ojczystego kraju
powrócić dopiero 3 sierpnia. Wątpię, aby do tego czasu udało mi się sklecić
coś, co nadaje się do udostępnienia. Z racji, że będę żyć w kompletnym buszu -
pod namiotami, bez prądu (czyli interentu też) i ciepłej, bieżącej wody -
rozdział ukaże się albo przed trzynastym, albo w połowie sierpnia. Będziecie
mieć wolne od mojej marnej pisaniny :P
Zgłosiłam
się do oceny na Opieprzu, a
uwierzcie, że to dość odważne z mojej strony. Tak więc hejtujcie ile wlezie,
muszę się przyzwyczaić do krytyki, bo jak otworzę ocenę, nie chcę zejść na
depresję, pomieszaną z zawałem.
Dziękuję
za tak wielką ilość obserwatorów. Choć nie komentujecie i nie dajecie znaku
życia, jestem wam bardzo wdzięczna ^^
Macie
tu taki mam nadzieję prezencik na zakończenie tego roku szkolnego. Dla mnie
jutrzejszy dzień jest epicki. Odejście z gimbazy <3 Mam nadzieję, że nie
tylko ja cieszę się z powody wakacji ;)
Bywajcie
i cudownych wakacji!
Czego Ty chcesz, misiek? Jak ja tylko chciałam większą ilość krwawych detali, no! No i ten starzec zwisający z szyldu <3 I haki <3 Kooochaaam ;3
OdpowiedzUsuńWszyscy słuchają Riny Imai, bo Rina Imai jest zajebista, ot co! A Ty, kochanie, zjebałaś z tym żywiołem - If you know, waht I mean? xd
Chociaż mam ochotę Cię... Zhejcic [?], to muszę pochwalić, bo dorzuciłaś dużo opisów krwawych, rozczłonkowanych ludzi... Tylko fruwających flaków zabrakło, ale trudno.
Ahhh, ten clown <3 Kocham clowny, zwłaszcza te straszne. Zajebiste są xd
No i koniec... Wiesz, czemu mi się nie podobał? A Ty go tak chamsko zakończyłaś i nie zaczekałaś aż Ci coś wyślę, bo tabletek szukałam w kuchni, no! Wstydź się!
Ocena do opieprzu, co? Zobaczysz, że zjadą Cię tam równo, skarbie <3
Czołgiem xd
O rany rany! *.*
OdpowiedzUsuńTyyyyyyyyyle krwi, tyle trupów, tyle śmierci! Cholernie klimatyczny ten rozdział. Opis wioski.. gdzieś tam tocząca się głowa, skrzypiąca huśtawka, ciało na ciele.. GENIALNE! Jeszcze wczoraj oglądałam Zieloną Mile i tak mi się skojarzyły te zakrwawione blond włosy dziewczynki xD
Ale najbardziej podobała mi się akcja z klaunem. Jezusie straszne stwory xD bosko opisałaś tą łezkę, szyderczy uśmiech.. No i fajnie, że pokazałaś Chiyo z innej strony. W mandze była miłą babuleńką, a przecież mówiła o tej swojej niechlubnej przeszłości, więc super jest ją poznać w roli brutalnej morderczyni
O rany, ale lubię u ciebie Orosia, boski jest *.* Nawet chciałabym żeby coś zaiskrzyło między nim i Riną, no ale wiem, że ona ma Mangetsu xd
Jak pojawi się ocena bloga na opieprzu to dodaj linka, chętnie poczytam co tam nawymyślali :D
Pozdrawiam, buziaki ;3
No Pani to żeś mi dowaliła teraz stracha z dzieciństwa. Dobrze, że nie czytałam tego wieczorem bo bym na banka nie zmruzyła oko. Melodia z pozytywki i klany oraz małe dzieci to chyba jest cos co mnie najbardziej przeraża. Cóż jednak nie powiem, ze taka pozytywka jest naprawdę tajemnicza i ładna.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do rozdziału. To niezła ta iluzja. Zawsze uwielbiałam Sune. Uwielbiam ich i chce żeby to oni wygrali tą wojnę. Niestety. XD
Tyle krwi, tyle trupów. Ohh jaka szkoda, ale to przecież jest mój ukochany dramat, no nie <33333 Kocham. Więcej dramatu, więcej. Chcę się wzruszyć. XD
Pani czyżbyś robiła sobie wolne na wakacje?
No może trochę, ale tylko troszeczkę xd
UsuńPostaram się coś nabazgrać przed obozem :P
Nie postarasz, tylko to zrobisz, kochanie ;3
UsuńO jejku, rozdział świetny! *-* Wyłapałam kilka błędów, ale teraz nie chce mi się szukać :D Muzyka świetnie dobrana i jestem ciekawa co dalej napiszesz ;)
OdpowiedzUsuńDużo się działo i wszystko bardzo fajnie napisałaś ^^ Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści! :)
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
Pozdrawiam, Miharu :*
[kroniki-nieznane]
Tyyle trupów, taka masakra musiała tam być xD Nie no, cieszę się. Podoba mi się ten wątek z tą wioską. No i przyszedł Mangetsu <3
OdpowiedzUsuńEchh, klauny. Brr, aż żałuję, że to sobie wyobraziłam.
Babcia Chiyo w tych czasach musiała nieźle popierdalać xD
Szkoda, że robisz sb przerwę, ale życzę miłego obozu :3
Pozdrawiam i do następnej (oby tej w szybszym terminie) notki.
I oto jestem.
OdpowiedzUsuńWidzę, że przesiadujesz sobie wygodnie i bezstresowo (przynajmniej mam taką nadzieję) w Ukrainie, doczytałam też, że bez neta, komóreczki etc… i przyjedziesz dopiero 3… w takim razie będzie czekał na ciebie mój komentarz, który, jak mam wielką nadzieję, cię ucieszy ^^ No i wybacz, że wstawiam go dopiero po bodajże miesiącu od notki, ale wtedy był to czas na wielkie pakowanie, tragizowanie, panikowanie i latanie, i nie znalazłam czasu, aby wstąpić na bloggera… shame on me! ;_; Potem miesiąc bez neta, i oto wróciłam ^^
Woooooooow, od samego wejścia mnie zaskoczyłaś :O Ta Samarkanda była… wow. Taka bardzo creepy :O Tu ciało, tam ciała, tu ręka, tam noga… no, przyznaję, zaskoczyłaś mnie tą drastycznością. Aleeee, ja lubić takie klimaty <3 Krew, flaki, latające kończyny… makabra, ale to coś dla mnie xd Przy okazji widać, jaka Suna jest okrutna i bezwzględna :c
Orochimaru to umie dojebać… „Nie masz w oddziale dzieci. W oddziale masz żołnierzy” Okrutna prawda, no ale prawda :c No jaaa, szkoda mi tych dzieciaków, przyznaję, że to okrutne, że są takie małe a już muszę patrzeć na tyle… no okrucieństwa. Miło widzieć, że Rina nie jest nieczuła na tragedię i na innych xd A jak już mówimy o okrucieństwie i makabryczności i tak dalej, to myślałam, że się popłaczę, jak przeczytałam o tym dziecku na samym początku w tej huśtawce ;_; Oh, God.
No, dosyć szybko rozwiązali tą zagadkę z iluzją :3 Widać, że oboje są dosyć inteligentni i rozgarnięci. Najlepsze było, jak Orochimaru nie wiedział, że mają w składzie Uchihę i się zdziwił :D I tekst Sakumo: ‘No przecież mamy’ hahahahahahah :D chociaż na moment coś mnie rozbawiło, bo tak to miałam tylko ciarki na plecach xd
Anayanna ma rację, Oroś wyszedł ci zajebisty, niemal mnie jara, chociaż w anime średnio za nim przepadam *-* Cały czas sobie drwi, dowala sobie nawzajem z Riną, kłócą się jak dzieci… No mój typ po prostu :D
Ale zajebiste, w miarę szczęśliwe zakończenie, nareszcie Sheeiren wkroczyła do akcji, a już myślałam, że się w tym rozdziale nie pojawi xd A tu taka niespodzianka ^^
No nic, pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że pobyt masz w Ukrainie udany xd
Mnóstwa weny i całuję :3
Witaj Sheeiren Imai.
OdpowiedzUsuńJestem z bloga Oceny Opowiadań i chciałam zapytać czy przy czytaniu Twojego opowiadania niezbędna jest znajomość kanonu?
Pozdrawiam
Witaj.
UsuńMoże nie jest niezbędna, ale na pewno przydatna. Ciężko się tu odnaleźć nie znając Naruto, ponieważ używam zwrotów charakterystycznych dla tej mangi, jak chociażby stopnie wojskowe. Ale, z dwojga złego, hmmm. Myślę, że odnalazłabyś się, jeśli oczywiście masz ochotę ocenić mojego bloga. Jeśli nie miałaś styczności z Naruto, możliwe, że będę musiała wytłumaczyć ci kilka rzeczy, co nie jest dla mnie problemem ;)
Pozdrawiam
No właśnie czekasz już długi czas, a moja kolejka jest krótka (właściwie jednoosobowa) więc jeśli nie miałabyś nic przeciwko, to z chęcią bym Cię oceniła. Postaram się zapoznać z ogólnym zarysem kanonu, ale jeśli mogłabyś mi kilka rzeczy bezpośrednio związanych z Twoim opowiadaniem opisać albo wyjaśnić, to byłabym bardzo wdzięczna ;)
UsuńŻycie mi kobieto ratujesz!
UsuńBardzo chętnie znajdę się w twojej kolejce ;)
Wszystkie pytania możesz kierować do mnie na maila albo gg.
sheeiren.ima@gmail.com
3222534
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do lektury ;)
Świetnie, w takim razie odezwę się do Ciebie jak już ocenię bloga przed Tobą i zabiorę się za Twoje teksty. Pozdrawiam ;)
UsuńTrochę czasu minęło zanim tu przywędrowałam! O matko to już w sumie dwa miesiące T.T
OdpowiedzUsuńZacznę od muzyki - świetnie dobrana i nadawała takiego klimatu scenom ;)
Jeśli chodzi o rozdział hm... był taki smutny, melancholijny. I te porozrzucane ciała wokół... Już od samego wyobrażenia ciarki przechodzą po plecach... >.< brr..
Dużo Riny i w sumie mi to nie przeszkadza, bo ją lubię ;D I dużo Orosia z czego bardzo się cieszę ;D
No i babcia Chiyo! Świetny pomysł z tą marionetką ;) I czyżby Rina wpadła w ramiona Mangetsu? :D
Dobra trzeba będzie się brać za kolejny rozdział xd