czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział VII

Doceńcie moją pracę nad muzyką.
Rozdział nie został dodany wcześniej,
bo pracowałam właśnie nad tym elementem notki.

Gdy ptaki wzbiły się w powietrze, w całym obozie zapanowała cisza, a ludzie zastygli w bezruchu, tępo wpatrując się w bramę wioski. Rzuciłam Orochimaru ostrożne spojrzenie i zbliżyłam się do wyłamanej już po części bramy. Z całej siły kopnęłam w drewniane wrota, które wyłamawszy się do końca z zawiasów, runęły na ziemię, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Kichnęłam kilka razy, lecz pewnie weszłam w chmurę pyłu, przekraczając mury.

Wokół panowała ciemność i ograniczona widoczność, lecz nie przeszkodziło mi to, aby ujrzeć zniszczone domy i ... trupy pod moimi nogami. Na ławce w małej altance leżało ciało kobiety, która jeszcze za życia pewnie spokojnie czytała, wnioskując po książce w jej dłoniach. Metr od niej na ziemi znajdowało się ciało starca, który zmarł z laską w dłoni. Obok najprawdopodobniej dziadka, leżała kilkuletnia dziewczynka, której blond włosy prawie całkowicie zabarwiły się czerwienią, a niedaleko nich martwe dziecko może roczne, spoczywało w huśtawce, która pod wpływem wiatru poruszała się wciąż w przód i w tył, wydając charakterystyczny dźwięk. Nie chciałam widzieć więcej, bo już to starczyło, aby coś we mnie pękło.

Wypuściłam z ust powietrze, aby się uspokoić. Po chwili odważyłam się jednak unieść wzrok. Powoli, powoli... Ale gdy tylko to zrobiłam, skamieniałam już do reszty. Cała ulica, usłana była trupami. Właśnie zdałam sobie sprawę, że ta czwórka to tylko nieliczni z setek, których mogę się spodziewać, jeśli tylko zapuszczę się głębiej.

- Masz coś? - doleciał do mnie krzyk Orochimaru. Ja naprawdę chciałam mu odpowiedzieć, lecz nie byłam w stanie - Rinaaa! - coś zahaczyło o moją prawą stopę. Z opóźnioną reakcją spojrzałam we wspomniane miejsce, a po chwili cała krew odpłynęła mi z twarzy. To głowa jakiejś młodej kobiety turlała się w dół, z powodu nachylenia terenu, dotykając jedynie mojej nogi - ty mnie nie słyszysz, czy tylko udajesz? - warknął dowódca Konohy, machając rękoma, aby odpędzić od siebie kurz. Otworzył oczy dopiero, gdy stanął obok mnie i tak samo jak ja zaniemówił.

W zasięgu mojego wzroku znajdowało się może ze trzydzieści ciał: mężczyzna wygięty w nienaturalny sposób oraz dziecko na jego plecach; kobieta z wałkiem kuchennym w dłoni obok dziewczynki z pluszakiem w ręku; starzec bez nogi, zwisający z szyldu przydrożnego baru; młoda dziewczyna za kasą w sklepie, z wbitym w plecy nożem, czy chociaż mnóstwo innych mieszkańców Samarkandy z poderżniętymi gardłami, obciętymi kończynami. Ci ludzie nie spodziewali się ataku. Musieli być całkowicie nieświadomi, ponieważ już na pierwszy rzut oka widać, że nawet się nie bronili. Zostali zaatakowani podczas codziennych zajęć, byli to tylko bezbronni cywile... Zatkałam usta dłonią, gdy przed oczami pojawiła mi się ponownie kobieca głowa. Spojrzałam się w lewo, gdzie ta nieustannie powoli staczała się w dół.

- Mamy problem - mruknęłam, nie mogąc wydobyć z siebie normalnego głosu.

- Doprawdy? - warknął. Widziałam, że on też dość mocno zareagował na ten  widok, lecz troszkę inaczej niż ja. Mnie dopadł smutek i żal,  jego wściekłość.

- Mam w oddziale dzieci, nie mogę ich tu wprowadzić - odpowiedziałam, siląc się na opanowany ton. Jestem dowódcą oddziału Wioski Krwawej Mgły, takie rzeczy nie powinny mnie ruszać. Nie posiadanie sumienia też powinnam mieć już dawno opanowane…

- Nie masz w oddziale dzieci. W oddziale masz żołnierzy - odpowiedział zgodnie z okrutną prawdą, czego się w sumie spodziewałam. Nie powinnam zwracać uwagi na wiek moich ludzi, lecz jest to silniejsze ode mnie. Nie potrafię się tym nie przejmować - rozumiem, co masz na myśli, ale nic nie możesz zrobić. To wojna, musimy się przyzwyczaić.

Usłyszałam za sobą kroki, więc odwróciłam głowę za siebie, aby ujrzeć Suiren, a obok niej Sakumo. Obydwoje byli wstrząśnięci. Oczy kobiety przypominały dwa spodki, a usta Hatake cienką linię.

-  Oddział maskujący ma otoczyć wioskę mgłą ze wszystkim stron, chowając całą tę pieprzoną dolinkę przed oczami gapiów, ma to wyglądać naturalnie. Nie pozwól wejść im na razie do środka. Zostaw przy nich piątkę doświadczonych wojowników. Reszta ma wejść przez bramę i dwójkami podążać za mną. W pierwszej kolejności ustaw osoby, które potrafią przywoływać summony lub inne tego typu stworzenia. Wyślij dwie jednostki zwiadowcze, niech patrolują teren. Nie możemy dać się zaskoczyć, a mamy obowiązek atakować każdy oddział nieprzyjaciela. Idź - wyrzuciłam z siebie rozkazy, coraz bardziej przyjmując do wiadomości wszechogarniającą mnie śmierć.

- Zostaw piętnastkę z Oddziału Długodystansowego razem z Kiri. Cała reszta zgodnie z ustaleniami Kapitan Imai, ma się tu zaraz stawić w identycznym szyku, prócz pięciu jednostek zwiadowczych, które razem z Mgłą, mają pilnować doliny. Ruszaj - odezwał się Orochimaru, nieustannie patrząc w dal.

- Czy jesteś pewien, że nasi ludzie będą tak skorzy do współpracy, aby walczyć z nimi ramię w ramię? – spytał się Sakumo, rzucając mi niepewne spojrzenie.

- Nie, nie jestem, ale każdego, kto sprzeciwi się rozkazowi, masz przyprowadzić do mnie. Nie toleruję nieposłuszeństwa i mam nadzieję, że nie będę musiał tego w żaden sposób udowadniać – odpowiedział zimno mężczyzna.

- Hai – mruknął Hatake, znikając razem z Suiren za bramą. Chcąc zrobić miejsce swoim ludziom ruszyłam niepewnie do przodu, a Orochimaru dołączył do mnie po chwili. Cały czas, coś zawadzało o moje nogi, przez co często musiałam nad "kimś" przeskakiwać lub "kogoś" omijać, czasem nawet na oślep. Robiłam wszystko, aby tylko nie patrzeć w dół.

Ulica, którą szliśmy była wąska, można nawet nazwać ją alejką. Pomijając kilka domków jednorodzinnych z początku, cała reszta budynków to wysokie, dziwne kamienice, które rzucały na nas ogromne cienie, tworząc dość mroczny klimat, szczególnie teraz, pod wieczór. Towarzyszyły nam jedynie odgłosy wydawane przez ludzi idących za nami i mój własny przyspieszony oddech, który na razie nie miał zamiaru się unormować. Właśnie miałam się zatrzymać i mniej więcej policzyć swoich żołnierzy, gdy ktoś pociągnął mnie w swoją stronę. Zareagowałam odrobinę za późno, pozwalając złapać się w uścisk, lecz byłam wdzięczna jak się okazało Orochimaru, który uratował mnie od niechybnego oberwania w głowę. Na miejscu, gdzie przed chwilą stałam, leżało zmasakrowane ciało człowieka. Shinobi na to natychmiast stanęli w pozycjach bojowych, a Suiren w mgnieniu oka znalazła się za moimi plecami. Wpatrywałam się w trupa przez chwilę, lecz kątem oka zauważyłam, że wszyscy patrzą się w górę. Uniosłam po chwili głowę i znów miałam ochotę zwymiotować.

Na dachach budynków zamocowane były haki. Zapewne miały się na nie nadziewać ptaki nisko latające nad wioską, które potem można było zjeść - to jedna z metod polowania, stosowana na  terenach Kiri i okolic. Ich byt nie zdziwiłby mnie, gdyby nie to, że na każdym haku wisiało co najmniej jedno ciało.

- Każdy niech przywoła swoje potwory, zwierzęta, wszystko co ma, teraz - warknęłam.

- Wszyscy, którzy mogą, mają użyć przywołania - krzyknął Orochimaru, aby ludzie mogli go usłyszeć.

Nagryzłam kciuka i przykładając dłoń do ziemi, mruknęłam:

- Mateki: Genbusō Kyoku - trzy, wielkie potwory stanęły przede mną.

Normalnie przywołuję je i kontroluję za pomocą fletu, lecz teraz same mogą o siebie zadbać. Nie mam czasu, żeby jeszcze nimi się przejmować. Po chwili obok mnie pojawiła się trójka potężnych węży Orochimaru. Obejrzałam się w tył i spostrzegłam jeszcze lwa,  panterę, cztery psy, niedźwiedzia i dwie małpy. Cóż, armia marzeń to to nie jest, ale zawsze coś.

- Puśćcie summony przed nami. Niech oczyszczają drogę, odgarniając trupy, natomiast małpy i jeden z węży, mają zdjąć ciała z haków na dachach budynków i ułożyć je na jednym stosie - krzyknęłam.

- Ssssss, Oroś cóż to się sssssstało. Pozwalasz ssssssobą pomiatać, ssss? - największy z trzech węży patrzył kpiąco w moją stroną, wijąc się niespokojnie.

- Nie dziś, Manda. Rób, co karze dziewczyna - warknął Gad.

- Tak jessssssst - syknął wąż i dołączył do innych zwierząt na przedzie, a my ruszyliśmy dalej.

Nagle dopadło mnie dziwne zmęczenie. Pięć godzin nieustannego biegu dało o sobie znać, a moja psychika również była na skraju wyczerpania. Małpy, jeden z moich Doków – może na coś się przyda - i wąż, zaczęły wdrapywać się na dachy i bez zbędnej delikatności zrywać ciała z haków, a dźwięki tychże czynności wcale nie pomagały mi się uspokoić. Ponownie bez słowa ruszyłam do przodu, a wojsko zaraz za mną. Summony odgarniały ciała, więc nie musiałam już na szczęście niczego omijać.

- Masz jakiś plan? – Orochimaru zbliżył się do mnie i dyskretnie zadał mi pytanie, na które wcale nie miałam ochoty odpowiadać…

- Zgadnij – warknęłam, tak naprawdę będąc przerażona tym wszystkim.

- Zgaduję, że nie – cała jego wściekłość zniknęła, a zastąpiła ją kalkulacja naszej sytuacji. Mam nadzieję, że chociaż on coś wymyśli. Pierwotnie mieliśmy wejść do Samarkandy i jako wojsko szukać tu schronienia, którego użyczyliby nam mieszkańcy, lecz w obecnej sytuacji…

- Musi tu być jakiś dziedziniec. Udajmy się tam, będzie tam dużo miejsca. Ludzie odpoczną, a Suna nie powinna szukać nas w zmasakrowanej wiosce – westchnęłam – spóźniliśmy się. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

- Niestety – rzuciłam wzrokiem na ciała. Przełamując się w sobie, podeszłam do zwłok młodego mężczyzny, leżącego najbliżej. Dotknęłam jego szyi, która była jeszcze ciepła.

- Wyprzedzili nas może o godzinę. Kilkadziesiąt minut wcześniej mogliśmy ocalić im życie…

- Przestań – parsknął – to nie ma sensu. Przewidywanie różnych wariantów przeszłości do niczego nie prowadzi, a jedynie potęguje poczucie winy.

- Pogadacie sobie później, mamy teraz gorszy problem – przerwał nam Sakumo, zatrzymując się na zakręcie, do którego my jeszcze nie doszliśmy, ponieważ razem z Washibi wyprzedzili nas, gdy rozmawialiśmy.

- On ma chyba rację – potwierdziła Suiren. Po dosłownie pięciu sekundach skręciłam w prawo, gdzie nasze summony już na nas czekały, nie widząc, co robić. Rozprzestrzeniała się przed nami ściana zbudowana z trupów, ułożonych jeden na drugim.

- Nie no, to, to już chyba żarty są – warknęłam. Zniknął smutek, zniknął żal. Teraz nie znajdę już w sobie litości. Koniec z jakimkolwiek współczuciem wobec wroga.

Przez cały czas ignorowałam zapach, który panował w Samarkandzie. Daleko tu było do liliowych perfum, czy kuchennych aromatów, ale to nic w porównaniu z tym, co będę czuła za chwilę. Po prostu nie radzę przebywać ze wściekłym członkiem klanu Imai...

- Wszystko w porządku? – rzuciła kobieta, patrząc się na mnie podejrzliwie.

- W jak najlepszym.

- Musimy się zatrzymać, żeby odgarnąć to, to coś – Hatake nie wiedział, w jaki sposób może się wyrazić, więc jedynie gestykulował rękoma w przedziwny sposób.

- Ani mi się śni – odparłam twardo i gdy całe wojsko zwolniło, przypatrując się ścianie, ja lekko przyspieszyłam. Oni nadal szli,  co jedynie było na moją korzyść – pomyślałam, składając pieczęcie.

- Katon: Honō no yōna suplesu! – krzyk wydobył się z mojego gardła, a zaraz po nim ognisty strumień pognał przed siebie, tworząc sześcian plujący ogniem.

Wyrzuciłam ręce przed siebie, a razem z nimi technika ruszyła do przodu. Na moim czole pojawiły się kropelki potu, gdy ogień dotknął ściany, lecz nie poddawałam się. Postępowałam krok za krokiem, tym samym wypalając wyrwę w ścianie. Gdy poczułam brak oporu, anulowałam jutsu, a wtedy wokół mnie można było wyczuć jedynie swąd spalenizny. Większość ludzi patrzyła na mnie z przerażeniem, lecz znalazła się również garstka wyrażająca podziw. I co Ganryu, łyso ci? Niech tylko któryś spróbuje podważyć teraz moje zdanie. Jedyne co nękało mnie wciąż i wciąż, to wizja śmierci shinobi, odpowiedzialnych za Samarkandę, a to tylko napędzało mnie do działania

– Idziecie, czy mam wysłać wam specjalne zaproszenie pocztą?! – krzyknęłam przez ramię, ścierając pot z czoła, gdyż temperatura podskoczyła do góry o co najmniej kilkanaście stopni.

- A jednak pogłoski o Kiri są prawdziwe - powiedział Orochimaru, zbliżywszy się do mnie. 

- Konoha też nie trzepie portkami ze strachu. Czyżbyście był przyzwyczajeni do takiego widoku? - parsknęłam ze złością. Wiem, że pił do naszych metod nauczania i ogólnie stylu życia, ale może właśnie tak ma być? Muszę wyzbyć się tego pieprzonego sumienia, wszystko będzie wtedy łatwiejsze.

- Załączył ci się cięty język? - fuknął.

- Bardzo możliwe - po tym zamilkłam na chwilę, próbując wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli - naprzód, nie mamy całego dnia! – krzyknęłam. Większość z tyłu  pewnie mnie nie usłyszała, lecz to już ich problem, pójdą za resztą.

Wypaliłam jedynie część ściany. Wyrwa w szerokości osiągnęła może z pięć metrów, a kolejne dziesięć po bokach nadal stało, więc przechodząc przez ten tunel połowa głowy, kawałek ręki, czy wystająca noga, to nic nadzwyczajnego.

- Więc wiadomo co w końcu robimy? - Gad nie dawał za wygraną i nadal mnie męczył. Z irytującego i dość miłego człowieka, zmienił się w oschłego i zimnego kapitana, który nie nadawał się na dobrego towarzysza do rozmowy.

- Jeden z moich Doków, który ruszył przodem znalazł dziedziniec, jesteśmy już niedaleko - mruknęłam.

Samarkanda jest dziwnie zaprojektowana. Przy bramie mieliśmy trzy możliwości drogi: prosto, lewo i prawo. Poszliśmy prosto i od tego momentu nie mieliśmy możliwości zmiany ścieżki. Cały czas otaczały nas wysokie kamienice, jakby zlane w jedną, ciągnącą się bez końca. Nigdzie nie było trawy czy zieleni, pomijając jednorodzinne posiadłości na początku. Wszędzie tylko te pieprzone kamienice i haki na ich dachach... Minęliśmy kolejny zakręt, a mi coraz bardziej się wydawało, że znajdujemy się w jakimś labiryncie, krążąc teraz w kółko.

- Nie wydaje ci się, że już mijaliśmy to miejsce? - odezwałam się do Orochimaru.

- Właśnie miałem zamiar ci o tym powiedzieć – mruknął, rozglądając się na boki.

- Widziałam już tę kobietę - wskazałam na zwłoki nabite na pal, służący do przywiązania chociażby konia.

- A ja tego mężczyznę - kiwnął na doszczętnie spalonego trupa, leżącego przed wejściem do klatki schodowej.

- Coś tu jest nie tak.

- Wiem - odpowiedział, sprawdzając czy jego miecz znajduje się w kaburze. Czyli spodziewa się walki... Po dziesięciu minutach zauważyłam kolejne charakterystyczne zwłoki, które mijaliśmy już co najmniej drugi raz.

- Już tu byliśmy - szepnęłam sama do siebie.

- Ta informacja zmieniła moje życie - warknął Gad - przecież widzę.

- Masz zamiar tak się do mnie odzywać, to zabieraj swój oddział i znikaj mi z oczu - syknęłam.

- Żebyś wiedziała, że tak zrobię - już miał się odwracać i zacząć wydawać rozkazy, gdy odezwał się Sakumo.

- To niemądre. Ludzie już też zorientowali się, że jesteśmy w genjutsu, a rozdzielanie się w takiej sytuacji nie jest najlepszym pomysłem...

- Dam sobie radę sama. Łaski bez!

- Ja również!

- Przestańcie zachwycać się jak dzieci, żołnierze patrzą! - wytknęła nam Suiren.

- Dobra, sojusz - ciężko przeszło mi to przez gardło. Nie miałam siły na kolejne sprzeczki, a dobre chęci już dawno ze mnie wyparowały.

- Niech będzie... - znów niechcący zatrzymaliśmy wojsko, które nie potrzebowało już nawet rozkazów.

- Chodźmy dalej.

- A niby po co? I tak chodzimy w kółko.

- A co, mamy siedzieć na tyłku, ewentualnie liczyć trupy?! Nie załamuj mnie.

I znów w ciszy ruszyliśmy. Straciłam kontakt z moim Dokiem, który dotarł na dziedziniec, czyli w technikę musieliśmy wpaść niedawno. Przy nas zostały jedynie lew, pantera, psy, dok i dwa węże. Nagle z mojego brzucha wydostało się głośne burczenie, na co Orochimaru rzucił mi jedynie pogardliwe spojrzenie. W sumie dawno nic nie jadłam.

Kolejna godzina minęła nam na zwiedzaniu labiryntu. Tak naprawdę  to nie chodziliśmy w kółko. Choć oświetlało nam drogę tylko światło księżyca zauważyłam to, rejestrując co jakiś czas te najbardziej makabryczne zgony i znalazłam tu pewną logikę. Wiedziałam, że za zakrętem ujrzę dziecko w rowie melioracyjnym, a po kilkunastu metrach natknę się na kobietę bez głowy, siedząca a wózku. Częstotliwość tych widoków była różna, więc te zgony mieszały się, upewniając mnie, że nie chodzimy po kole. To wszystko już mnie nie przerażało, nie wywoływało odruchu wymiotnego. Do wszystkiego można się przecież przyzwyczaić.

- Wyłapałam tu już pewien cykl, ale nie wiem, co robić z tym dalej – mruknęłam. Przecież nie możemy tu utknąć... Muszę coś wymyślić!

- Ja też - odparł Gad – lecz nigdy nie specjalizowałem się w iluzji. Gdybyśmy tylko mieli kogoś z Uchihów...

- No przecież mamy - Sakumo wyglądał na wyciągniętego z transu psychopatę, co tylko utrudnia mi zadanie traktowania go na poważnie.

- Co? – mężczyzna szerzej otworzył oczy.

- Fugaku Uchiha szwęda się razem z Narą gdzieś na końcu.

- Mam przy sobie najlepszego stratega i praktycznie mistrza iluzji, a ty informujesz mnie o tym dopiero teraz?! - wydarł  się Orochimaru.

- Dołączyli do nas niedawno, jako członkowie Oddziały Trzeciego. Mają służyć za wsparcie, przecież napisałem o tym w raporcie - Hatake na pewno nie wyglądał na osobę przestraszoną. Wręcz przeciwnie bronił swojego stanowiska, wkurzając tym samym Gada, czym zyskał u mnie plusa.

- Natychmiast ich tu sprowadź - wytknął kapitan, nie komentując ostatniego zdania Hatake.

Nie minęła minuta, a dwóch wysokich postawnych mężczyzn pojawiło się obok nas na przedzie. Obydwoje byli cholernie poważni. Jeden, długie włosy spiął w sterczącego na głowie kucyka, a drugi całkiem przystojny, pozostawił czuprynę w nieładzie. Prezentowali się dość dobrze, a ja ponownie poczułam się jak gówniara. Przecież są to doświadczeni, dorośli shinobi. Może niewiele starsi ode mnie, ale na pewno mieli za sobą jakieś szkolenia. Bawię się w dowódcę, nie chcąc się zbłaźnić przed własną wioską. Ameyuri, zabiję cię…

- Coś się stało? – spytał ten z kitką.

- A i owszem – odparł Orochimaru, po czym wziął ich na stronę. Niestety wyłapałam jedynie kawałki rozmowy…

- Tak też to zauważyłem. Coś ... Tak, tak, ale... - wszystko zagłuszał cholery wiatr, który chwilowo wyjątkowo działał mi na nerwy. Po może dwóch minutach, Gad odwrócił się do mnie, po czym skinął palcem.

- I? – podeszłam bliżej i spytałam się, gdy wydałam rozkaz o planowanym już postoju.

-  Suiren i Sakumo, zostajecie. My razem z Uchiha, Narą i Riną idziemy coś sprawdzić - uniosłam brew do góry. On teraz wydaje polecenia?  Nie podoba mi się ten układ...

- Zrób to, co powiedział – mruknęłam jednak do Suiren, która kiwnęła potwierdzająco głową.

- Idziemy – zarządził  Orochimaru, a ja uspokoiłam kobietę dłonią i ruszyłam za mężczyzną.

Washibi to dziwna osoba. Z reguły opanowana i spokojna, lecz czasem skumuluje w sobie dość specyficzne pokłady złości i często w nieodpowiednim momencie je z siebie wyrzuca. Miałam z nią kilka misji, więc nie jest mi całkowicie obca. Na chwilę obecną tylko Ganryu miał jakiekolwiek zażalenia na temat mojego stanowiska, a dziewczyna nie narzeka i wypełnia moje rozkazy, co bardzo mnie cieszy, bo daje mi tym samym wsparcie, choć może sobie z tego nie zdawać sprawy. Dobrze, że nie musiałam jej mówić, aby była przy mnie cały czas, jako straż przyboczna, czy coś w tym rodzaju. Czułabym się wtedy głupio, czyniąc jej jakieś aluzje. Wystarczyło nam jedynie kilka spojrzeń, aby bez problemu się dogadać. Nie wiem czemu, ale Suiren szybko zyskała w moich oczach, a ja dałam jej trochę władzy, właściwie bez powodu. Muszę się z tym pilnować…

- Możemy już spokojnie porozmawiać. Nazywam się Shikaku Nara, a to Uchiha Fugaku – przedstawił się mężczyzna w kitce, a drugi jedynie skinął głową. Dreszcz ekscytacji przebiegł mi po plecach. W końcu coś zaczynało się dziać, coś w czym ja miałam udział.

- Rina Imai, Kiri-gakure.

- Chciałbym tylko nadmienić, że nie są to informacje, którymi chętnie się dzielę. Poza Konohą, szczególnie – chłodny głos Fugaku przyprawił mnie o gęsią skórkę, a spojrzenie również dorzuciło swoje pięć groszy.

- Streszczaj się, nie mam czasu na twoje wywody, Uchiha – warknął Orochimaru, który chyba również miał dość tego wszystkiego.

- Tak jest – zironizował, za co został obdarowany jedynie pogardliwym spojrzeniem. U nas w takiej sytuacji pewnie czekałaby go chłosta… - każde genjutsu ma swoiste epicentrum, a to w którym jesteśmy jest dość niespotykane. Cały problem ogólnie polega na znalezieniu go i przerwaniu odpowiedniego dopływu chakry. To jak z rozbrajaniem bomby i przecinaniem poszczególnych kabelków – westchnął – znalazłem przed chwilą to epicentrum…

- I? – pogonił go zniecierpliwiony mężczyzna.

- Nigdy nie widziałem genjutsu na taką skalę – powiedział lekko zamyślony.

- Co masz na myśli? – spytałam, nie będąc do końca pewna o czym rozmawiamy.

- Cała Samarkanda to środek genjutsu. Technika jest ogromna. Obejmuje całą dolinę i jeszcze pewnie wiele, wiele więcej. A najgorsze jest to, że szukamy epicentrum epicentra, bo taką siłę posiada jutsu – w momencie, gdy Fugaku zakończył wypowiedź, z klatki schodowej niedaleko nas wybiegło kilka psów. Piana toczyła im się z ust, a głośne warczenie również dało o sobie znać – to tylko iluzja, nic wam się nie stanie! – krzyknął, gdy psy już skoczyły w naszą stronę. W mgnieniu oka, wyrzuciłam przed siebie senbon, lecz ktoś mnie uprzedził, bo nagle nie wiadomo skąd, zwierzęta podczas skoku upadły na ziemię. Przez chwilę wiły się w konwulsjach, aby po kilku sekundach zesztywnieć i zdechnąć z otwartymi oczami. Myślałam, że to moja broń je unicestwiła, ale byłam w ogromnym błędzie…

- A co mówiłem… - mruknął Uchiha, marszcząc brwi.

- Nie będą warczały na mnie psy, które choć nie mogą mi nic zrobić, denerwują mnie. To starczy, abym mógł je unicestwić – odpowiedział Gad, strzepując „brud” z rąk. Dopiero teraz zauważyłam małego węża, który przyssał się do szyi jednego z psów. Jad zabił zwierzę natychmiast… W starciu z tym człowiekiem nie miałabym szans.

- Coś zaburzyło technikę – Fugaku odsunął się od nas, dłońmi składając pieczęcie.

- Myślisz, że to przez niego? – spytałam.

- Zdecydowanie tak – odezwał się Nara – nie jestem ekspertem od iluzji, ale posiadam na ten temat jakieś blade pojęcie. Czytałem kiedyś w starych zapiskach o technikach podzielonych na części, tak zwane „techniki iluzji podziału cienia” – popatrzył na nas, a gdy nie doczekał się zrozumienia, kontynuował – mówię o tym, że tak jakby „serce” tej techniki było w kawałkach. Mylne wrażenie epicentrum o którym wspominałeś – wskazał na Uchihę – jest charakterystyczne dla tego rodzaju genjutsu. Nie wdając się w szczegóły, epicentrum jest czymś żyjącym: człowiekiem, zwierzęciem, czymkolwiek. Dokonało ono podziału cienia, przez co wydaje nam się, że technika sięga tak daleko, lecz to tylko jedna, sklonowana istota, którą trzeba unicestwić. Miejmy nadzieję, że mamy do czynienia tylko z psami.

Nagle wokół nas pojawił się biały, duszący dym. Zaczęłam kaszleć, zamykając oczy. Automatycznie wszyscy cofnęliśmy się do tyłu, a bronie już od kilku sekund spoczywały w naszych dłoniach.
Jeśli jakimś dziwnym trafem,
tamta playlista się jeszcze nie skończyła,
sami zakończcie jej żywot i wejdźcie w tą.

- Hahahhaha! – piskliwy dźwięk przeszył powietrze, na co skrzywiłam się dość porządnie. Prawie nic nie widziałam, a ze wszystkich stron uderzał we mnie ten szyderczy śmiech – dzieci kochane! – otworzyłam oczy na ten krzyk i ujrzałam wielkie, czerwone ślepia. Natychmiast rzuciłam w tę stronę kilka senbon, lecz na nic mi się to zdało – dzieci! Hihihihhi – znów ten rechot. Nerwowo rozglądałam się dookoła, ale w zasięgu wzroku miałam jedynie Orochimaru, który z zaciętą miną wpatrywał się w monstrum – Rozwiązaliście zagadkę! Hahahaha! – biały dym szybko zaczął opadać, a przed nami wyłoniła się ogromna marionetka w kształcie klauna, z krwiście czerwonymi oczami – Babci Chiyo kończy się chakra, więc postanowiła uwolnić was z tego, małego światka. Gdyby nie to, dawno już gryźlibyście ziemię od spodu  – po jego twarzy spłynęła jedna czarna łza w geście smutku, a czerwona czapeczka na głowie oklapła – więc cieszcie się wolnością, drogie dzieci! – w tle ni stąd ni zowąd zaczęła grać cicha melodyjka, bardzo podobna do melodii pozytywki, którą dostałam na szóste urodziny – nie będziecie mieli kolejnej szansy! Tylko nasze wyczerpanie dało wam jeszcze możliwość życia. Gdyby nie to, w całej Samarkandzie byłyby tysiące takich milusich pupilków – łza i czarny ślad po niej znikły, a szatański uśmiech znów powrócił na twarz klauna – Suna nigdy nie daje następnej szansy… - oczy marionetki stały się bardziej krwistoczerwone, a dym znów zaczął się powoli pojawiać – czujcie się nagrodzeni. Tylko nasza chwilowa niedyspozycja jest powodem, dla którego jeszcze żyjecie – muzyczka stawała się coraz cichsza, a sam klaun znikał w białym dymie – żegnajcie wrogowie. Mamy nadzieję, że nie jest to ostatnie nasze spotkanie… - pożegnał nas szyderczym śmiechem i dźwiękiem dzwoneczka, przyczepionego do czapki.

Marionetka zniknęła, po dymie nie było śladu. Stałam jednak twardo w miejscu, bojąc się ruszyć. To Orochimaru jako pierwszy podszedł bez słowa do miejsca, gdzie pojawił się klaun.

- Nic tam nie znajdziesz – powiedział Fugaku, na którego jak widać przedstawienie podziałało – to była iluzja w iluzji.

- Coś takiego istnieje? – spytałam zdziwiona.

- Najwyraźniej – odparł Shikaku, rozluźniając ręce.

- Więc gdzie jesteśmy teraz? Według klauna technika została anulowana, lecz nie widzę, aby cokolwiek się zmieniło, prócz tego, że niebo jest jaśniejsze – mruknęłam, chowając flet.

- Nie wiem, ale wspomniałaś, że twój Dok jest na dziedzińcu. Namierz go, a pójdziemy w tę stronę – Nara rzuciwszy tę inteligentną uwagę, najnormalniej w świecie, leniwym gestem poprawił sobie naramienniki. Zamknęłam oczy i złączyłam dłonie, starając się wyczuć chakrę mojego Doka. Po niecałych dziesięciu sekundach znałam już kierunek, w jakim mamy zmierzać.
- Więc chodźmy – powiedziałam nieco głośniej, ruszając przed siebie. Trójka mężczyzn ruszyła za mną, bez słowa sprzeciwu. Bardzo szybko mi zaufali. Po prostu poszli za mną, gdy powiedziałam, że wiem, gdzie znajduje się dzieciniec. A może tylko mam tak myśleć i tak naprawdę mają pochowane sztylety w ukrytych kieszonkach w pogotowiu?

Kamienice nadal były szare i połączone ze sobą, lecz po minucie marszu, w końcu trafiliśmy na skrzyżowanie, gdzie skręciliśmy w prawo, a na kolejnym rozwidleniu dróg w lewo. Wszędzie były rozczłonkowane ciała, w najróżniejszych pozach. Intryguje mnie osoba, którą klaun określił jako „babcię Chiyo”. Kim jest ta kobieta i czy Samarkanda to jedyne jej dzieło? Marionetka w sumie wypowiadała się potem w liczbie mnogiej, lecz miała pewnie na myśli wioskę. Babcia Chiyo, babcia Chiyo, ja ją jeszcze kiedyś dopadnę.

- Chyba się zbliżamy – powiedział Shikaku, sennie przecierając oczy. Zgadzałam się z nim. Wszystkie zwłoki z tej alei zostały odgarnięte, a odgłosy dość sporego zbiorowiska ludzi, zaczęły do nas w końcu dochodzić.

- Yhym – odparłam, lekko przyspieszając. Po jakiś trzech minutach trafiliśmy na ostatnie skrzyżowanie, gdzie skręciliśmy w lewo, tym samym pojawiając się na dziedzińcu o kształcie prostokąta, wchodząc tak jakby od strony rogu.

Byliśmy brudni i zmęczeni. Wywołaliśmy niemałe zamieszanie, bo wszędzie słychać było: to oni, to oni. Nie za bardzo wiedziałam, o co się to wszystko rozchodzi, lecz po prostu jak najszybciej chciałam znaleźć Suiren, mój namiot i materac. Kiwnęłam głową na swoich dotychczasowych kompanów z zamiarem odejścia do swoich ludzi.

- Jakieś plany? – spytał Orochimaru.

 - Nie, teraz ty baw się w dowódcę – mruknęłam sennie, po czym mozolnie powłóczyłam nogami w kierunku naszych namiotów.

Nie miałam problemu z odróżnieniem Kiri od Konohy, bo nasz obóz wyglądał zupełnie inaczej. Weszłam więc pomiędzy pierwsze namioty, a ludzie przyglądali mi się z ciekawością. Wyłapałam w tym tłumie mnóstwo dziecięcych twarzy, co oznacza, że Oddział Maskujący znalazł się już w mieście. Wokoło było już mnóstwo śmieci, a nie nazbierały się one przez dziesięć, czy piętnaście minut, bo przecież dokładnie tyle nas nie było – dość dziwne…

- To Imai-sensei, to Imai-sensei – te szepty zaczęły mnie irytować, ale już nie chciałam marnować energii na bezsensowne darcie się. Przystanęłam na chwilę, zastanawiając się. Przecież nawet nie wiem, gdzie jest mój namiot, to gdzie ja do cholery idę…

- Rina! – krzyk napłynął do mnie zza moich pleców. Odwróciłam się, aby wpaść w czyjeś ramiona.

- Mangetsu?! – moje oczy praktycznie wyskoczyły z orbit na widok uśmiechniętego chłopaka.

- I ja!

- Sheeiren?! – coś ważnego mnie chyba ominęło. Ale, że jak, kiedy, co?!

- Musimy ci chyba sporo wytłumaczyć – siostra uśmiechnęła się, lecz ja już zamykałam powieki. Ktoś coś do mnie mówił, ale czułam tylko, jak zostaję wzięta na czyjeś ręce, a ostatnie co usłyszałam to śmiech Shee i słowa: taka pseudo romantyczna, a w ramiona facetowi sama wpada…

***

Jeśli ktoś nie zrozumiał zakończenia, nie orientując się za bardzo w sprawie, jaką jest genjustu. Nasi bohaterowie zostali złapani w iluzję. Dla nich całe zajście trwało kilka minut, a tak naprawdę minęło kilka godzin.

Mateki: Genbusō Kyoku – technika, przywołująca Doki. Komenda różni się od jutsu podstawowego - Kuchiyose no Jutsu - nie jest to błąd, a moja świadoma decyzja.
Katon: Honō no yōna suplesu! – Ognista Przestrzeń 


***
Ohayo!
Tak wiem, nie bijcie. Długo nie dawałam znaku życia, ale to przez szkołę i treningi, przysięgam!
Notka jest ... smutna, lecz to było zaplanowane. Pierwotnie wątek Samarkandy miał być jedynie krótkim wydarzeniem, gdzie nasze wojsko zatrzyma się na noc, a wyszło z tego... To jest tak, jak za dużo pisze się z Riną przez GG.
Nie wiem, kiedy się odezwę. 13 lipca wyjeżdżam na Ukrainę, aby do ojczystego kraju powrócić dopiero 3 sierpnia. Wątpię, aby do tego czasu udało mi się sklecić coś, co nadaje się do udostępnienia. Z racji, że będę żyć w kompletnym buszu - pod namiotami, bez prądu (czyli interentu też) i ciepłej, bieżącej wody - rozdział ukaże się albo przed trzynastym, albo w połowie sierpnia. Będziecie mieć wolne od mojej marnej pisaniny :P
Zgłosiłam się do oceny na Opieprzu, a uwierzcie, że to dość odważne z mojej strony. Tak więc hejtujcie ile wlezie, muszę się przyzwyczaić do krytyki, bo jak otworzę ocenę, nie chcę zejść na depresję, pomieszaną z zawałem.
Dziękuję za tak wielką ilość obserwatorów. Choć nie komentujecie i nie dajecie znaku życia, jestem wam bardzo wdzięczna ^^
Macie tu taki mam nadzieję prezencik na zakończenie tego roku szkolnego. Dla mnie jutrzejszy dzień jest epicki. Odejście z gimbazy <3 Mam nadzieję, że nie tylko ja cieszę się z powody wakacji ;)
Bywajcie i cudownych wakacji!


14 komentarzy:

  1. Czego Ty chcesz, misiek? Jak ja tylko chciałam większą ilość krwawych detali, no! No i ten starzec zwisający z szyldu <3 I haki <3 Kooochaaam ;3

    Wszyscy słuchają Riny Imai, bo Rina Imai jest zajebista, ot co! A Ty, kochanie, zjebałaś z tym żywiołem - If you know, waht I mean? xd

    Chociaż mam ochotę Cię... Zhejcic [?], to muszę pochwalić, bo dorzuciłaś dużo opisów krwawych, rozczłonkowanych ludzi... Tylko fruwających flaków zabrakło, ale trudno.

    Ahhh, ten clown <3 Kocham clowny, zwłaszcza te straszne. Zajebiste są xd

    No i koniec... Wiesz, czemu mi się nie podobał? A Ty go tak chamsko zakończyłaś i nie zaczekałaś aż Ci coś wyślę, bo tabletek szukałam w kuchni, no! Wstydź się!

    Ocena do opieprzu, co? Zobaczysz, że zjadą Cię tam równo, skarbie <3
    Czołgiem xd

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany rany! *.*
    Tyyyyyyyyyle krwi, tyle trupów, tyle śmierci! Cholernie klimatyczny ten rozdział. Opis wioski.. gdzieś tam tocząca się głowa, skrzypiąca huśtawka, ciało na ciele.. GENIALNE! Jeszcze wczoraj oglądałam Zieloną Mile i tak mi się skojarzyły te zakrwawione blond włosy dziewczynki xD
    Ale najbardziej podobała mi się akcja z klaunem. Jezusie straszne stwory xD bosko opisałaś tą łezkę, szyderczy uśmiech.. No i fajnie, że pokazałaś Chiyo z innej strony. W mandze była miłą babuleńką, a przecież mówiła o tej swojej niechlubnej przeszłości, więc super jest ją poznać w roli brutalnej morderczyni
    O rany, ale lubię u ciebie Orosia, boski jest *.* Nawet chciałabym żeby coś zaiskrzyło między nim i Riną, no ale wiem, że ona ma Mangetsu xd
    Jak pojawi się ocena bloga na opieprzu to dodaj linka, chętnie poczytam co tam nawymyślali :D

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. No Pani to żeś mi dowaliła teraz stracha z dzieciństwa. Dobrze, że nie czytałam tego wieczorem bo bym na banka nie zmruzyła oko. Melodia z pozytywki i klany oraz małe dzieci to chyba jest cos co mnie najbardziej przeraża. Cóż jednak nie powiem, ze taka pozytywka jest naprawdę tajemnicza i ładna.
    Przechodząc do rozdziału. To niezła ta iluzja. Zawsze uwielbiałam Sune. Uwielbiam ich i chce żeby to oni wygrali tą wojnę. Niestety. XD
    Tyle krwi, tyle trupów. Ohh jaka szkoda, ale to przecież jest mój ukochany dramat, no nie <33333 Kocham. Więcej dramatu, więcej. Chcę się wzruszyć. XD
    Pani czyżbyś robiła sobie wolne na wakacje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może trochę, ale tylko troszeczkę xd
      Postaram się coś nabazgrać przed obozem :P

      Usuń
    2. Nie postarasz, tylko to zrobisz, kochanie ;3

      Usuń
  4. O jejku, rozdział świetny! *-* Wyłapałam kilka błędów, ale teraz nie chce mi się szukać :D Muzyka świetnie dobrana i jestem ciekawa co dalej napiszesz ;)
    Dużo się działo i wszystko bardzo fajnie napisałaś ^^ Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści! :)
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
    Pozdrawiam, Miharu :*
    [kroniki-nieznane]

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyyle trupów, taka masakra musiała tam być xD Nie no, cieszę się. Podoba mi się ten wątek z tą wioską. No i przyszedł Mangetsu <3
    Echh, klauny. Brr, aż żałuję, że to sobie wyobraziłam.
    Babcia Chiyo w tych czasach musiała nieźle popierdalać xD
    Szkoda, że robisz sb przerwę, ale życzę miłego obozu :3
    Pozdrawiam i do następnej (oby tej w szybszym terminie) notki.

    OdpowiedzUsuń
  6. I oto jestem.
    Widzę, że przesiadujesz sobie wygodnie i bezstresowo (przynajmniej mam taką nadzieję) w Ukrainie, doczytałam też, że bez neta, komóreczki etc… i przyjedziesz dopiero 3… w takim razie będzie czekał na ciebie mój komentarz, który, jak mam wielką nadzieję, cię ucieszy ^^ No i wybacz, że wstawiam go dopiero po bodajże miesiącu od notki, ale wtedy był to czas na wielkie pakowanie, tragizowanie, panikowanie i latanie, i nie znalazłam czasu, aby wstąpić na bloggera… shame on me! ;_; Potem miesiąc bez neta, i oto wróciłam ^^
    Woooooooow, od samego wejścia mnie zaskoczyłaś :O Ta Samarkanda była… wow. Taka bardzo creepy :O Tu ciało, tam ciała, tu ręka, tam noga… no, przyznaję, zaskoczyłaś mnie tą drastycznością. Aleeee, ja lubić takie klimaty <3 Krew, flaki, latające kończyny… makabra, ale to coś dla mnie xd Przy okazji widać, jaka Suna jest okrutna i bezwzględna :c
    Orochimaru to umie dojebać… „Nie masz w oddziale dzieci. W oddziale masz żołnierzy” Okrutna prawda, no ale prawda :c No jaaa, szkoda mi tych dzieciaków, przyznaję, że to okrutne, że są takie małe a już muszę patrzeć na tyle… no okrucieństwa. Miło widzieć, że Rina nie jest nieczuła na tragedię i na innych xd A jak już mówimy o okrucieństwie i makabryczności i tak dalej, to myślałam, że się popłaczę, jak przeczytałam o tym dziecku na samym początku w tej huśtawce ;_; Oh, God.
    No, dosyć szybko rozwiązali tą zagadkę z iluzją :3 Widać, że oboje są dosyć inteligentni i rozgarnięci. Najlepsze było, jak Orochimaru nie wiedział, że mają w składzie Uchihę i się zdziwił :D I tekst Sakumo: ‘No przecież mamy’ hahahahahahah :D chociaż na moment coś mnie rozbawiło, bo tak to miałam tylko ciarki na plecach xd
    Anayanna ma rację, Oroś wyszedł ci zajebisty, niemal mnie jara, chociaż w anime średnio za nim przepadam *-* Cały czas sobie drwi, dowala sobie nawzajem z Riną, kłócą się jak dzieci… No mój typ po prostu :D
    Ale zajebiste, w miarę szczęśliwe zakończenie, nareszcie Sheeiren wkroczyła do akcji, a już myślałam, że się w tym rozdziale nie pojawi xd A tu taka niespodzianka ^^
    No nic, pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że pobyt masz w Ukrainie udany xd
    Mnóstwa weny i całuję :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Sheeiren Imai.
    Jestem z bloga Oceny Opowiadań i chciałam zapytać czy przy czytaniu Twojego opowiadania niezbędna jest znajomość kanonu?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj.
      Może nie jest niezbędna, ale na pewno przydatna. Ciężko się tu odnaleźć nie znając Naruto, ponieważ używam zwrotów charakterystycznych dla tej mangi, jak chociażby stopnie wojskowe. Ale, z dwojga złego, hmmm. Myślę, że odnalazłabyś się, jeśli oczywiście masz ochotę ocenić mojego bloga. Jeśli nie miałaś styczności z Naruto, możliwe, że będę musiała wytłumaczyć ci kilka rzeczy, co nie jest dla mnie problemem ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. No właśnie czekasz już długi czas, a moja kolejka jest krótka (właściwie jednoosobowa) więc jeśli nie miałabyś nic przeciwko, to z chęcią bym Cię oceniła. Postaram się zapoznać z ogólnym zarysem kanonu, ale jeśli mogłabyś mi kilka rzeczy bezpośrednio związanych z Twoim opowiadaniem opisać albo wyjaśnić, to byłabym bardzo wdzięczna ;)

      Usuń
    3. Życie mi kobieto ratujesz!
      Bardzo chętnie znajdę się w twojej kolejce ;)
      Wszystkie pytania możesz kierować do mnie na maila albo gg.
      sheeiren.ima@gmail.com
      3222534

      Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do lektury ;)

      Usuń
    4. Świetnie, w takim razie odezwę się do Ciebie jak już ocenię bloga przed Tobą i zabiorę się za Twoje teksty. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  8. Trochę czasu minęło zanim tu przywędrowałam! O matko to już w sumie dwa miesiące T.T
    Zacznę od muzyki - świetnie dobrana i nadawała takiego klimatu scenom ;)
    Jeśli chodzi o rozdział hm... był taki smutny, melancholijny. I te porozrzucane ciała wokół... Już od samego wyobrażenia ciarki przechodzą po plecach... >.< brr..
    Dużo Riny i w sumie mi to nie przeszkadza, bo ją lubię ;D I dużo Orosia z czego bardzo się cieszę ;D
    No i babcia Chiyo! Świetny pomysł z tą marionetką ;) I czyżby Rina wpadła w ramiona Mangetsu? :D
    Dobra trzeba będzie się brać za kolejny rozdział xd

    OdpowiedzUsuń